Dzis mam buntowniczo – wojowniczy nastroj i jak to wtedy zawsze bywa robie przeglad dorobku zyciowego, co konczy sie zazwyczaj tryskajaca jak fontanna deprecha, bo nie mam tak za bardzo co przegladac. Jednak dzisiaj zajelo mi to dluzej niz 10 minut a zamiast deprechy na koncu dopadla mnie melancholia i glebokie jak row Marianski zadumanie nad wlasnym losem. Ale ocencie sami jak moja spokojna egzystencja stanela na glowie.
Bazyli ma pewien zwyczaj otwierania wszystkich szafek, nic z nich nie wyciaga, nie wlazi tam, poprostu maja byc otwarte a juz szczegolnie w nocy. Rano kiedy na pol przytomna zmierzam w kierunku magicznego kawowego guzika rozdaje kopniaki na prawo i lewo zamykajac szafki. Mimo ze mam zamkniete oczy celuje juz idealnie.
Teraz cala sprawa nabiera powazniejszego wymiaru bo rozdajac te kopniaki z zamknietymi oczami mam duze szanse na przytrzasniecie w tych drzwiach Mili albo zamkniecie jej w szafce, bo ona w przeciwienstwie do Bazylego bardzo namacalnie jest zainteresowana wnetrzem szafek, oby Bazyli nie zmienil swoich zwyczajow, bo slon w skladzie porcelany gwarantowany. Tak wiec na szafce nocnej z braku zapalek od dzisiaj klade wykalaczki co by rano miec oczy otwarte.
Drugim zwyczajem moich kotow ktory uprawiaja w absolutnej synchronizacji – zloty medal na olimpiadzie gwarantowany- jest robienie ze mnie balona. Lezac sobie juz wygodnie w lozeczku i moszczac sie do snu (zeby zdazyc zanim ta mala szelma przyjdzie i zacznie sie rozpychac) slysze jakies odglosy z drugiego pokoju, normalka, to wieczorna glupawka, ale czasami uslysze cos co powoduje zacisniecie zoladka i lece do nich sprawdzic co sie dzieje i na ratunek moim bibelotom. W momencie kiedy wchodze i zapalam swiatlo nastepuje stop-klatka jak w filnie. Futra nieruchomieja tak jak je zastalam, potem siadaja i oba gapia sie na mnie majac zamiast oczu cztery wielkie znaki zapytania. Rozgladam sie, sprawdzam wszystko w porzadku ale przeciez nie mam jeszcze halucynacji sluchowych cos ewidentnie polecialo. Gasze swiatlo i karuzela w tym momencie rusza od nowa. Wczoraj po dwoch razach dalam sobie spokoj, bo wszystko stalo na swoich miejscach. Pewnie jak wracam do sypialni to futra sa uchachane po pachy z dowcipu. Mnie od kociego poczucia humoru grozi nerwica i zylaki.
A i jeszcze paranoja no bo jak sie patrzy na czlowieka ktory mowi ze jest obserwowany i sledzony 24h na dobe? A ja jestem, zawsze jakis mebel ma przynajmniej jedno oko. Czy ja jeszcze cos moge zrobic bez indoktrynacji , nawet jak sie w kibelku zamykam to pod drzwiami sa pretensje glownie Bazylowe , ale Mila sie szybko uczy.
No i stracilam MOJA kanape, 1/2 dolna czesc lozka w nocy, wyciagnac sie mozna tylko w poprzek ryzykujac walniecie pietami w parapet i 1/2 w dzien ale srodkowa, moge sie co najwyzej sprobowac zwinac na poduszce, lekkie torby zakupowe teraz wypelnione po brzegi zwirkiem, sucha i puszkami, odkurzanie i sprzatanie raz w tygodniu o ile nie chce utonac we fruwajacym futrze, chrzeszczacym na podlodze zwirku i wywleczonych nie wiadomo skad innych smieciach, wylegiwanie sie do poludnia i sluchanie muzyki bez wciskania guzika pauzy bo czas na miche, glupawke lub futro sie poprostu nudzi, poczucie spokoju podczas pracy bo jakis futrzany spadochroniarz akurat dokonal teleportacji na klawiature, swobodne zycie towarzyskie bo musi sie wpasowac w grafik uzupelniania mich, moje ukochane czarne bluzki teraz najczesciej szare i wlochate – jakim cudem skoro poza zasiegiem kocurow itp itd
Zeby ocalic resztke niezaleznosci i zachowac choc odrobine niezbednego zdrowego egoizmu twardo postanowilam dzien dalej zaczynac od wcisniecia guzika kawowego, ale na tym koniec, potem karmienie KOTOW wciaz zbyt wolne wiec trzeba mnie poganiac wchodzac w tony powodujace zwijanie sie blony bebenkowej w trabke, sprzatanie kuwety KOTOW czyli gorniczo-archeologiczna plasawica na kolanach w oparach od ktorych tym razem nos sie w trabke zwija , sprzatanie zabawek KOTOW zeby wogole mozna sie bylo poruszac bez potkniec i poslizgow, potem drapanie KOTOW, potem porzadkowanie KOCICH desek surfingowych czyli dywanikow, no i zaczyna sie poranna glupawka KOTOW wiec - itp itd never ending story.
Po dokladnym przyjrzeniu sie mojemu dziennemu rozkladowi dnia doszlam do wniosku ze guzik kawowy urosl do rangi jedynego obroncy mojej godnosci i musze go bronic jak Rejtan. Nawet od komputera nie moge sie uzaleznic a mamy przeciez XXI wiek i jest to w normie obyczajowej co zreszta udalo mi sie udokumentowac. Ide do roboty zarobic na ....
