Aaaale sie dzialo!
Adopcja tego kotka, to pasmo niedomowien i zamieszania
Po pierwsze, lecznica stwierdzila, ze jest to jednak kocurek, tak tez sadzilam na poczatku, ale przekonywali mnie, ze nie...
Po drugie - kotka w lecznicy juz nie ma. Nie pojedzie jutro do sanatorium u Kociego Aniola - Mar.
Jest juz w stalym domu...
Kotek zostal podobno dzis zaszczepiony. Po poludniu odebralam z lecznicy telefon, ze jest osoba, ktora sie w kociu zakochala i pragnie zaoferowac mu kochajacy, staly dom. Zapytano, czy bylabym zainteresowana. Powiedzialam, ze raczej tak, ale musialbym najpierw osobiscie porozmawiac z domem, wypytac o kilka kwestii i podpisac umowe adopcyjna. Pani z lecznicy odpowiedziala, ze oczywiscie, ze da chetnym moj numer i na odwrot - faktycznie podano mi numer telefonu i dane osobowe.
Wieczorem zadzwonil do mnie domek (fantastyczny zreszta, naprawde) i okazalo sie, ze .... kocio zostal wydany, jest juz u nowej Pani. Bez mojej zgody... Do tego Pania, ktora kotka wziela poinformowano, ze nie musi nic placic, bo wszystko pokryje fundacja (czytaj - ja, dodam, ze jestem osoba absolutnie prywatna...). Kotka obiecalam juz wstepnie innemu domowi, musze to odkrecic i wytlumaczyc...
Jezeli chodzi o dobro kicia, to jestem przekonana, ze kolejna zmiana jest dla niego niewskazana, tym bardziej, ze wydaje mi sie, ze trafil fantastycznie. Z nowa Pania jestem umowiona na weekend - spotkam sie osobiscie, odwiedze kicia, wypytam o wszystko i jezeli bedzie ok, podpisze umowe adopcyjna i zostanie tam, gdzie jest.
Co do lecznicy natomiast... No wsciekla jestem potwornie. Zaplacilam, niemalo naprawde za 3 dni w szpitalu, wydali go w drugiej dobie... I jeszcze beztrosko stwierdzili, ze ja pokrywam wszelkie koszty jako fundacja! Zaplacilabym, oczywiscie i zaplace, mam minimalne dochody, ale wiedzialam, ze bede musiala pokryc koszty, ale tak sie po prostu nie robi. No i dochodzi najwieksza granda - wydanie kotka bez mojej zgody... Nie wiem jeszcze jak to rozegrac...
oczywiscie to, ze kocurek jest kochany i szczesliwy, to cos fantastycznego, do nowej Pani nie mam absolutnie zadnych pretensji, lecznica zapewnila ja, ze ja sie zgadzam i wiem o wszystkim...
Dostalam sms, ze kicio lezy na kolanach i mruczy... Pingwinek kochany... Z tego ciesze sie straszliwie... Niech bedzie szczesliwy, wreszcie... Zobacze go znow niedlugo
