» Czw cze 18, 2009 10:32
Help?
No i się dorobił Tonik kochany...
Wczoraj rano znalazłam pięknie zwymiotowane na środku pokoju kawałki listków piwonii. Wiadomo, sprawdzałam, które rośliny są trujące dla kociaków, ale nigdzie nie znalazłam informacji, żeby tam i piwonia (peonia) była, więc się nie zmartwiłam za bardzo (za bardzo :> ) bo Tonik dość często, na przykład po łapczywym jedzeniu, potrafił zwrócić, i nic się nie działo.
Ale jak wróciłam z uczelni, wczoraj, znalazłam pół domu zasłane tym, co Tonik z siebie wyrzucił, na łóżku zdecydowanie było widać, że dostał rozwolnienia, a on sam był apatyczny i niekoniecznie skory do czegokolwiek. Natychmiast jedzenie znikło, została tylko woda. Kotek wieczorem już lepiej się czuł. Przychodził się pogłaskać, ganiał się z Ginem.
Niestety, rano znowu znalazłam wymiociny, czystą wodę, z pianką, w garderobie. Już nie tak dużo, jak dzień wcześniej, ale jednak. Tonik nadal jest osowiały, chowa się.
I teraz proszę, nie krzyczcie na mnie. Nie zabrałam go do weta, bo nie wiedzialam, czy trzeba. A teraz w pracy panikuję, bo naczytałam się różnych rzeczy o panleukopenii i innych chorobach. Szczególnie przeraża mnie ta piana na wymiocinach.
Proszę, powiedzcie, że takie rzeczy się zdarzają! Ja wrócę dzisiaj późną nocą do domu, nie mogę się urwać z pracy, a mój mąż będzie wieczorem. Już wiem, że prawdopodobnie zmuszę go przez telefon do wyjazdu do weta, nawet jak kot będzie się dobrze czuł.
Nie wiem, czy to się kotom zdarza, że wymiotują, bo się czymś strują, a potem jest ok. To moje pierwsze kociaki w końcu są, Gin i Tonik. I tak, jak jestem w stanie poradzić sobie z ich zachowaniem na co dzień, nawet z sierścią na poduszce, tak przedłużające się wymioty przerastają moje doświadczenie.
Więc albo mi powiecie, że jestem głupia i durna, bo nie pojechałam wczoraj wieczorem z kotem do weta, albo mnie uspokoicie, że się zdarza i nic się nie stanie, jeśli dzisiaj wieczorem wet go obejrzy. Ale proszę, niech ktoś coś napisze!