pisałam kiedyś, przez ładne kilka lat pisałam, lokalnie nawet publikowałam... ale zbyt dużo się stało, poza tym ktoś chyba 'podciął mi skrzydła' - i potem już nie umiałam
...
6.
Duńka Dziczyzna (Kot-Którego-Prawie-Nie-Ma
)
Duniek, DzikaDzika, Dziiicz, Diu Diu, Diunek, Diunka, Dunkierka...
Mój ojciec, który bywa u mnie średnio raz na tydzień, jest święcie przekonany, że mam co najwyżej osiem kotów, a nie dziewięć.
Inna sprawa, że wszystkich ośmiu też nie jest mu raczej nigdy dane oglądać (a wie, bo nieopatrznie kiedyś powiedziałam), ponieważ Bolek na przybycie kogokolwiek obcego natychmiast ewakuuje się do szafy lub pod łóżko, a Rop w panice chowa się do śmietnikowej szafki
... No ale Dunia jest jednostką wyjątkową, jej nie widział nigdy nawet 'w locie') Bo Dunia to kot-widmo...
Widmo korzysta - a jakże - z zawartości misek i kuwety, Widmo uwielbia bawić się i ganiać z innymi kotami, Widmo codziennie wdaje się w pyskówki i łapoczyny z Norcią... Bo Widmo bardzo lubi kocie towarzystwo, korzystanie z drapaka i zabawek, smaczne (i drogie

) kocie kąski... Widmo nie lubi tylko mnie
Dunieczka ma około dwóch i pół roku. Złapałam ją jesienią 2006 wraz z trójką dzieci Plamki, ze sterty cegieł na działce sąsiadującej z moim blokiem. Od początku była problematyczna: pozostałe maluchy złapałyśmy z jopop właściwie jednego dnia
(dwa ja sama ciemną nocą, a ostatniego razem rano), na Duńkę polowałam z klatką-łapką cały tydzień... Skoro zobaczyłam czwartego malucha w tym samym miejscu, byłam oczywiście przekonana, że jest rodzeństwem reszty - tym pilniejsze wydawało mi się jej zabranie, skoro trójka wraz z matką siedziała już u mnie w klatce

Złamał ją chyba dopiero wielki głód...
Po przyniesieniu do domu okazało się, że Duniek nie jest siostrą Plamkowych. Była znacznie większa, poza tym nawet nie próbowała dobierać się do Plamkowych cycków. Nie mam pojęcia, skąd wzięła się wobec tego w tamtych cegłach: nie było to żadne miejsce karmienia kotów, nie było tam ani śladu reszty ewentualnego rodzeństwa, nie kręciła się żadna inna kotka... Nie wiem. Taka sobie mała pingwiniasta kukułeczka

Nie mając innej możliwości izolacji, zamknęłam 'kukułeczkę' razem z dziećmi Plamki - zamelinowała się w jednym kącie i prychała na te gapy niemiłosiernie, co umocniło mnie w przekonaniu, że na pewno nie jest ich siostrą

Maluchy szybko znalazły nowych Dużych, Duni na razie nawet nikomu nie proponowałam... Co prawda na początku dała się jeszcze ostatecznie trzymać na rękach - ale miła i proludzka to ona nie była, o nie

. Została sama jedna w wielkiej klatce, zrobiło mi się jej szkoda, więc... Więc popełniłam wielki błąd, za który płacę do dziś osobiście - wypuściłam Duńkę 'na wolność', tj. na mieszkanie. Od razu zakumplowała się z innymi kotami, a w szczególności z opiekuńczym wujkiem Ropkiem

i prowodyrem Julianem... za to do mnie z każdym dniem bardziej traciła zaufanie

Po dwóch-trzech miesiącach nie było już mowy o wzięciu jej dobrowolnie na ręce, o samym złapaniu też nie

... I tak niestety pozostało

.
Duńka ubóstwia większość Drani, bawi się z nimi i szaleje, zgodnie je ze wspólnych misek... Ja nie mogę jej nawet dotknąć - na widok wyciągniętej do głaskania ręki natychmiast zrywa się i spieprza

Można długo wpatrywać się jej prosto w oczy, ha, zdarzyło jej też kilka razy podchodzić i pacać mnie łapką w stopy - ale tylko wtedy, kiedy na nią nie patrzyłam i nie miałam zamiaru nawiązywać kontaktu...
Całe szczęście, że należy do bezproblemowych zdrowotnie - bo proces leczenia byłby chyba za każdym razem krwawym horrorem

Dunieczkę łapie się bowiem w moim małym mieszkaniu
(i to nie wliczając w pole pościgu sypialni, bo z uwagi na Bolkę jest non-stop zamknięta) średnio godzinę: trzeba ją przez ten czas doszczętnie zmęczyć pościgiem
(podczas którego często w biegu robi ze strachu siku i kupę
), po czym zagonić do otwartej w tym celu na oścież szafki od śmietnika. Następnie założyć grube rękawice, wziąć gruby ręcznik... i przez ów ręcznik stanowczym uściskiem podnieść wściekliznę, po czym możliwie najszybciej wpakować ją do transportera. Bo jeśli w międzyczasie uda jej się wyrwać i zwiać, musimy zacząć zabawę od początku
Nie wiem, czy temu kotu nie byłoby lepiej na wolności... Nie wiem, czy nie powinnam była jej już dawno oddać do jakiejś stajni na wieś, gdzieś, gdzie mogłaby zawsze liczyć na jedzenie, ale nie musiałaby mieszkać w towarzystwie człowieka
Wzięłam ją do domu jako dwu-trzymiesięcznego kociaka, nie mam pojęcia, czy zachował się u niej instynkt samozachowawczy kota wolnożyjącego, nie wiem, czy narażona na niebezpieczeństwa wolności nie zginęłaby marnie... Dlatego pogodziłam się z faktem, że mam w stadzie jednego kota-widmo.
Czasami tylko, patrząc w te jej wytrzeszczone, dzikie ślepia, zastanawiam się, czy kiedykolwiek będzie mi jeszcze dane normalnie ją pogłaskać

W końcu od dwóch i pół roku żywię Dranicę, sprzątam jej kupska, szczepię...
Tak jak w większości przypadków opisywanych w tym wątku, mogłabym powtórzyć refren "sama nie wiem, po co ja toto trzymam"

Tyle, że jeśli chodzi o Duńkę, pytanie to jest stuprocentowo (a nie np. tylko 99%, jak w przypadku Liliana czy Tadzia

) uzasadnione...
CDN. WKRÓTCE (jutro chyba nie będę miała czasu pisać

)
zostały jeszcze Maciejek, Bidzia i znany już niektórym Głupol z Paluszkami;)