Kocham Was.
Jednak nie mogę odpuścić takiej zaczepce w moim własnym wątku.
Jeśli chciałaś mi dołożyć, Tereso, to bardzo źle wybrałaś miejsce na to – to mój wątek. Mogę poprosić moda o wycięcie tego fragmentu, to mój kawałek przestrzeni na forum. Ale nie zrobię tego.
Jeśli chciałaś mi dołożyć, to należało się do tego lepiej przygotować – przeczytać wszystkie moje posty na forum, a przynajmniej mój wątek, wtedy Twoje zarzuty miałyby wartość merytoryczną.
Czy zastanowiło Was kochani, co mnie łączy z kukuszką12, oprócz miejsca zamieszkania? Co jest powodem tego, że osoba, która jest na forum z doskoku, wybrała właśnie mnie na obiekt swojej `troski`?
W sumie łączy mnie dość dużo...
Po pierwsze – Riddick. Moje słodkie rude badziewie, o którym żartobliwie napisałam, że `porwałam go do Doc i nie oddałam`, a którego wg kukuszki12 ukradłam jej podstępem. Riddick, którego narodziny w domu kukuszki12 były efektem jej niefrasobliwości – pokrycia kotki kocurkiem, który był synem z wcześniejszego miotu. Owszem – `nie dopilnowała`, owszem – `przydarzyło się`. Raz? Nie, nie raz. I tu kolejne, co mnie łączy z kukuszką12 -
Po drugie – Rude Rysie. Kolejny miot, kolejne kocięta obarczone ryzykiem wad genetycznych, tak jak Riddick, którego przedwczesna śmierć była skutkiem wrodzonej wady krążenia [jednej z wielu wad, które ten kot miał z racji `pochodzenia`]. Jedna z Rudych Ryś – Duszka – odeszła z powodu guza mózgu. Weci we Wrocławiu, którzy leczyli Dusieńkę wskazywali na tło genetyczne – Duszka miała niespełna półtora roku.
Po trzecie – Floren. Mój Floren - Słonecznik, którego kukuszka12 zgarnęła z działki, a którego zabrałam do siebie, żeby go zoperować i leczyć, bo kukuszce12 było ciężko finansowo.
Po czwarte – sterylka aborcyjna jednej z kotek kukuszki12 – zawiozłam, odebrałam, bo kukuszka12 była w pracy [sfinansowała Fundacja KOT].
Po piąte – dojeżdżanie na działkę kukuszki12, poza miasto, żeby pomóc przy dokarmianiu działkowców.
Po szóste – zorganizowałam kastrację ostatniego [wtedy] kocura za 20zł. Niestety, nie dałam rady go zabrać i zawieźć, ale to były godziny wieczorne, więc myślałam, że kukuszka12 sama sobie z tym poradzi... myliłam się.
Po siódme – przez jakiś czas dojeżdżałam na drugi koniec miasta, żeby podawać antybiotyki w zastrzykach, żeby kukuszka12 nie musiała iść 10 min. z chorym na zapalenie płuc kotem do swojego weta [i płacić].
Po ósme – tu może włączyć się dorcia44, do której pojechały na DT kocięta z działki kukuszki12 i Miciułka, która adoptowała białego Gandalfa z tego samego miejsca. Gandalfa zawiozłam do Wrocławia osobiście [czy muszę dodawać, że w części za pieniądze forum, w części za swoje własne?]
Hmmm... pewnie za mało zrobiłam, albo moja pomoc była niewłaściwa.
[Piszę tu tylko o swoich kontaktach z kukuszką12, bo o pomocy Fundacji KOT mogłabym napisać kolejnego posta.]
W poprzedniej części mojego wątku pojawiła się – niestety, na krótko – ToTu. Kolejny kociak, którego mogło po prostu tak zwyczajnie nie być. Kukuszka12 pożyczała wtedy fundacyjną klatkę-łapkę, żeby odłowić kocicę w ciąży na sterylkę aborcyjną. Zamiast kocicy na aborcję do fundacji dostarczyła kocicę z jednodniowymi kociętami. Podobno kocica była tak dzika, że nie dało jej się złapać. Ale z kociętami już się dało... Z tego miotu była właśnie ToTu, którą dzień wcześniej kukuszka12 widziała w fundacji, a o wzięcie której miała do mnie pretensje. Bo, jak mi napisała, `ona nie wie, czy jestem odpowiednią osobą do zajmowania się malutką`. Może i nie byłam. Ale kukuszka12 miała wtedy możliwość zabrania małej, a nie zrobiła tego. Z tego samego miotu jest ToTen.
Zostałam w poście kukuszki12 pouczona o zaraźliwości PP. Ta wiedza jednak nie powstrzymała kukuszki12 przed pochowaniem na swojej działce kociaków, które odeszły na PP. I w kontekście tej wiedzy, którą kukuszka12 zaprezentowała w swoim poście, zadziwia zaskoczenie, jakie przejawiła ona, gdy na działkach zniknęły kocięta, które się tam urodziły...
Tereso, najlepszym sposobem na dowartościowanie się jest robienie [z głową] tego, co daje nam satysfakcję. Jak również posiadanie przyjaciół. To też dowartościowuje.
Nie mówię, że jestem nieomylna, że zawsze wszystko mi się udaje.
Między innymi, nie udało mi się pomóc Tobie ale nie wiem, ile w tym mojej winy...