I jeszcze dwie sprawy:
W drugi dzień świąt jadę z moim TŻ po południu do Kłaja, p. Jan wyjechał dzisiaj więc koty raczej na święta muszą zacisnąć pasa

Może dzięki temu uda mi się złapać maluchy.
Nie mam żadnej koncepcji odnośnie tego Kłaja, przeraża mnie ogrom kotów i ich dzikość. Przeraża mnie miejsce, do którego większość będzie musiała wrócić i to, że część z nich długo nie pożyje.
Jeżeli ktoś ma ochotę nam potowarzyszyć to zapraszam.
Druga sprawa, patowa. Zadzwoniła dzisiaj wandul, że p. Danecka, taka staruszka, która od dłuższego czasu chorowała na raka żegna się już ze światem. rwa to od jakiegoś czasu, u miuti sa dwa koty od niej ale teraz koty mają juz faktycznie nóż na gardle, bo dla niewtajemniczonych to pani ta kazała swojej koleżance uśpić je po jej śmierci aby "nikt im nie zrobił krzywdy"

Większość kotów udało się gdzieś ulokować ale nadal pozostaje 7, w miarę młodych, sterylizowanych/kastrowanych. Wandul ich nie weźmie, bo sama ma kilka kotów od niej a poza tym jedzie do niej 10 sztuk z Żywca. Może się okazać, że nasze miejsce jest w danym momencie jedynym możliwym. Co z tego, jak tylko na okres 3 tygodni. Boję się, że po 15.01 zostaniemy z nadprogramowymi kotami.
Ale gdyby tak powystawiać takie mocno naturalistyczne ogłoszenia, że staruszka, że rak, że kazała uśpić, że mają dwa tygodnie, oczywiście pod warunkiem, że trafią jednak do nas