Historia cudu wigilijnego ma swoją niespodziewaną, paskudną kontynuację
Malina, po zabiegu przedświątecznym, w Wigilię pojechała do DT (który, być mooooże...

nie będzie już DT). w sobotę zaczęły się objawy jednoznacznie wskazujące pp - dla doświadczonego oka

- pieniste wymioty, krwista biegunka, iluż z nas to zna

. Wiga dzielnie jeździła z malutką na kroplówki do lecznicy codziennie, niewiele wiedząc o tej chorobie (
a ja zabiję lekarza, który nie uświadomił jej powagi sytuacji, nie wyszedł poza podanie ceporexu, cerenii i ornipuralu oraz płynów - choć wiem, że to ciągle najczęstsze standardowe postępowanie
. )
W poniedziałek wieczorem dowiedziałam się ja. Dzięki wiedzy z forum byłam świadoma, jak szybko - i przede wszystkim jak - działać. Ale jest późno

.
Wczoraj zabrałyśmy małą ze szpitalika, dzięki nieocenionej pomocy Tajdzi (:1luvu:) zawiozłyśmy na Bbrzeską (biedna lecznica od przypadków skrajnych), przetoczyliśmy tam surowicę od ozdrowieńczyni (;) - dziękujemy Kawie i jej Pańci

), dostała tfx i neupogen, wróciła do szpitalika.
Noc przeżyła, ale jest ciągle w tym samym stanie - na krawędzi.
Bardzo potrzebujemy z Wigą ciepłych myśli (
oraz snu
), Malinka, cudowna marmureczka, potrzebuje magicznych forumowych kciuków...