Dziś rano Carmen jadła całkiem ładnie.
Niestety, ten patologiczny apetyt, o którym mówią wetki, jest. Najpierw Carmen zaciekle lizała kafelki w łazience, potem dałam jej mięsnego conva (znalazłam w domu saszetkę, lubię takie znaleziska) i mała rzuciła się na jedzenie, ale szybko się "najadła". Za chwilę znowu jęczała przy misce (pustej, bo wyczyściła ją oczywiście Limba), więc znowu jej dałam, znowu się rzuciła i znowu na chwilkę tylko. I tak cztery razy
