casica pisze:Ale Asiu, jestem przerażona tym co piszesz i jak piszesz. Musisz przestać w ten sposób to przeżywać bo nic dobrego z tego nie wyniknie. Niestety tak już jest, że traci się bliskich ludzi, ukochane zwierzęta, kiedys też samemu się odchodzi. To okrutne, ale niestety tak to urządzono. Pamietając o tych, których utraciliśmy trzeba żyć dalej.
Casica, nie wiem, jak to jest w przypadku Asi. Mówię w swoim. Czasem to trzeba przeżyć aż tak. Po śmierci Kasi zrobiła się we mnie szara kula bólu - nie wiem, jak to opisać - taka ciemna przestrzeń, potworny ciężar gdzieś w środku. Nie płakałam - otwierałam usta, jakbym chciała coś z siebie wypluć, a to nie wychodziło. Prawie się dusiłam.
I dopóki o tym nie mówiłam, dopóki działałam, jakby już było ok, jakbym się trzymała, było coraz gorzej. I tylko ciemność w sercu, tylko ciemność. Ja miałam do wyboru - albo to zdusić i już zawsze trzymać na uwięzi w sobie, albo wyciągnąć po kawałeczku, jak się ocean nabiera łyżką, po kilka zdań napisanych, po kilka załamań choćby i na ulicy. Spazmowałam w toalecie, a potem prowadziłam wykład.
Głupie prawda? Szalone? Ale co by było, gdybym to ukryła w sobie, na dnie serca, a potem, któregoś dnia straciła siły i spuściła tę całą rozpacz z uwięzi? Czy byłoby lepiej?
Ja wiem, jak to jest budzić się co rano i tak potwornie bać, że tej najkochańszej istoty może kiedyś zabraknąć. To jest niczym zwierzęcy strach. I wiem, jak to jest budzić się co rano, gdy tej najkochańszej istoty już nie ma.
Asia, płacz. Pisz. Tylko nie zamykaj się w sobie, w swoim bólu. Bo stamtąd już tylko krok w ciemność. Ja rozumiem, ja wiem. Ja też cierpię co rano, co wieczór, co noc. Ale one nas kochały. I czuwają. Nie możemy ich zawieść.