Nawiazalam kiedys kontakt z pewna kobieta, ktora miala u siebie w domu 4 koty. Dwie kocice: sterylizowana i niesterylizowana i dwa niekastrowane kocury... Postaram sie znalezc ten watek... Mialam wtedy podejrzenie ze te koty dostaja sciera po lbach, byly wyleknione, chowaly sie, nie daly poglaskac, gniezdzily sie w malutenkim mieszkanku. Ta kobieta narzekala, ze jej znacza, ze smierdzi, ale jak jej zalatwilam kastracje po kosztach to nie poszla... Szukalam tez domu kocurom-bezskutecznie (kocice ta pani chciala sobie zostawic).
Jakis czas temu probowalam sie do tej pani dodzwonic - dzwonilam o roznych porach i nikt nie odbieral. Po trzech dniach dzwonienia poszlam do niej, bo juz mi rozne mysli przychodzily do glowy, lacznie z ta, ze zaslabla i nikt o tym nie wie. Sasiedzi mi powiedzielei, ze jest w szpitalu, ale nie wiedzieli w ktorym, a kotami zaopiekowala sie znajoma.
Minelo troche czasu, zadzwonilam do tej kobiety dzisiaj. Odebrala jej siostra, ta pani wyszla juz ze szpitala, ale nie jest w stanie zaopiekowac sie kotami. Dostalam numer telefonu do pani, ktora tymi kotami sie zajmuje. Zadzwonilam. I co? Jeden kot jest na dworze, bo podobno nie nadawal sie do zycia w domu


Tak chcialam tylko Wam opowiedziec
