Witam wszystkich ciepluto po przymusowej niejako przerwie:-) w swojej obecności.
Mam problem z Lizą. Wygląda na poważny, w każdym razie moim zdaniem ponieważ jeszcze się z czymś takim nie spotkałam.
Liza nie jest zadowolona z sytuacji w jakiej się znalazła. To wiem, widziałam i widzę. Kotka jest,że tak powiem charakterna - pod każdym względem - to może dodatkowo utrudniać sprawę.
Najpierw demonstrowała swoje niezadowolenie posikując i qpkając w różnych miejscach. Przeżyłam to, dając jej "dodatkowe porcje czułośći". Problem minął, myślałam, że wszystko jest na dobrej drodze.
Ale nie, chyba postanowiła "wziąść nas głodem". Nie je.
Fizycznie nic jej niby nie dolega, w każdym razie ani wet nic nie stwierdził ani badania krwi i moczu nic nie wykazały.
Je jedną, dwie chrupki dziennie - dosłownie. Starszliwie schudła, traci siły.
Siłę ma tylko jak Maurycy się do niej zbliży. Warczy jak wielki pies i wydaje nieprawdopodobnie głośne przeraźliwe odgłosy które brzmią tak, że nawet nie wiem, do czego to przyrównać. On nic jej nie robi. Po prostu podchodzi. Wie już, że nie wolno jej dotykać i respektuje to. Zupełnie bezradna się czuję.
Kinus poradziła mi podawanie calo-petu, aby przeżyła.
Słyszałam o zwierzętach, które chciały (i popełniły) samobójstwo. Mam na mysli psy i koty. Czy to jest może to?
Liza nie chce być razem z Maurycym, prawdopodobnie z żadnym kotem, chce być sama - wybitnie i nieprawdopodobnie mocno. Psa też unika jak ognia. O zmianie jej miejsca pobytu, nawet tymczasowo, nie mam co marzyć. Nikt nie weźmie kota w takim stanie.