aftima, rozumiem patunie bo teraz znow mam dlugie wlosy i wiem jak to moze bolec. ale skutki tego czesania z wycinaniem sa zdumiewajace. kocica, gdy sie na nia patrzy z gory zaczyna przypominac kota domowego a nie sklebione niewaidomo co.
wogole wczoraj mnie zaskoczyla na amen. przyszlam do domku a tu w klateczce niespodzianka. patunia zle sie w kuwetce ustawila i grubsza produkcja wyladawal nie tam gdzie trzeba.
wiec wyjelam kota, posadzilam na oknie, niech 'pokieruje' ruchem drogowym z gory a ja w tym czasie zabralam sie za generalne porzadki. wywalilam kocyk, zmienilam zawaratosc kuwetki, wylalam wode. zamiotlam klateczke, wymylam odkazaczem. wlozylam swieze kocyki. wstawilam wode i poszlam do kuchni nalozyc jedzonka.
w miedzyczasie patunia znudzila sie ogladaniem swiata z wysokosci 2 pieter i zeskoczyla z okna (pierwszy raz), polozyla sie obok klateczki na dywanie i uwazanie obserwowala moje dzialania.
gdy wychodzilam z pokoju lezala spokojnie (nawet pstryknelam kilka zdjec, pozniej wrzuce na strone z kocimi fotami).
w kuchni rzucilam wszystkim kotom suche bo im wyszlo, zabralam sie za mycie misek. cos mi sie paletalo po parapecie, pod nogami. wiadomo normalka. ale nagle slysze okrutny syk i patrz co to, a to patunia przyszla do kuchni i to ona sie o moje nogi ociera a syczy na maciusia, ktoren czekal na progu kuchni na miske z jedzonkiem.
ucieszylam sie jak nie wiem co, ze sama powedrowala za mna, powiedzialm jej, ze to nie ladnie fuczec na maciusia (przejela sie moim gadaniem mniej wiecej tak jak jak bym sie przejela obrazem ktory do mnie przemawia).
postawilam ogolne miski na podlodze i zmierzam do pokoju z miska patulkowa. ogladam sie za siebie a patuni nie ma. cofam sie ze dwa kroki i co widze, patunie przy miskach ogolnych jedzaca i warczaca rownoczesnie, a cala reszta kotow siedzi daleko od niej i nerwowo przebiera lapkami.
no wiec zlapalam kocisko pod pache i z kolejna mowa tronowa zanioslam ja do klateczki, wstawilam miske, kota postawilam kolo klateczki i czekalam co bedzie dalej. futrzak wszedl do klateczki sprawdzil co w misce i zabrala sie za jedzenie. wiec usiadalam na fotelu. w tym momencie zadzwonil telefon, wstalam w fotela a z klateczki dobieglo wrrrrrrrrrrr.
no kurcze, w zyciu kotu nic nie wyjadlam z miski. zawsze na odwrot
bywalo.
dusialek jak co dzien przyszedl na pieszczotki i jedzonko. chudzinek z niego mniejszy i juz mi sie reka nie obija o zeberka i inne kosci ale nadal wydaje mi sie leciutki po patuni (5kg) gacusiu (8kg) czy barnabie (7kg)
w nocy odbywaly sie przeloty i rozne inne zabawy ale nie chcialo mi sie wstawac i sprawdzac kto za kim goni wiec nie wiem czy dusio juz dolaczyl do szalenstw czy jeszcze nie czuej sie na silach. moze przez weekend uda mi sie podpatrzec.
aaa zapomnialam powiedziec, ze zaczal gadac z braciszkiem i maciusiem. w trakcie choroby nie gadal. ciesze sie tym, powrotem do gadania. teraz znow mam cztery gadulki bo punia tez przemawia, najczesciej do mnie, zebym sie nie obijala i glaskala kote jak juz wyrazila ochote na te pieszczoty
skrzacik