Napisawszy poprzedni post, ruszyłam w drogę. Miałam spędzić miły wieczór u znajomych przy lampce wina, oglądając finał popularnego programu rozrywkowego. Szłam więc sobie na ten miły wieczór, gdy w połowie drogi zza kiosku wybiegł kot. Konkretnie kotka. Dorosła, w 100% domowa. Zaczęła się miziać i prosić o pomoc. Na szczęście kiosk otwarty wieczorową porą, zagadałam z panią kioskarką.
Kotka od dwóch dni koczuje przy kiosku, panie ją karmią, ale do środka na noc wpuścić nie mogą, bo kotka uruchomi alarm.
A kiosk mieści się na rogu dwóch ulic, z których jedna jest jedną z głównych ulic miasta i choć niezbyt szeroka, jest bardzo ruchliwa.
Pani kioskarka kilka razy dziennie widziała, jak kotka przebiegała tuż przed samochodami.
Pożegnawszy się z miłym wieczorem ruszyłam do orchidki, która mieszka dosłownie dwa bloki dalej. Dostałam transporter, ale kotka nie chciała do niego wejść. Próbowałam nieść ją na rękach, ale uszłyśmy kilka metrów i się przestraszyła. Zadzwoniłam więc do Agi, która zeszła do nas z wabikiem w postaci puszki.
Aga natychmiast rozpoznała kotkę: to kotka, która została wyrzucona z domu przez babę w bloku obok. Bloku z którego pochodzi Frodek nota bene. Bloku, w którym jedni trują koty, a inni podrzucają je do stada w piwnicy. Baba wyrzuciła do piwnicy własną domową kotkę! Karmicielka wie, która to baba.
Kotka prawdopodobnie została przegnana przez piwniczne koty, poszła kilkadziesiąt metrów dalej i zaczęła koczować przy kiosku.
Kiedy czekałyśmy na orchidkę, przez kilkanaście minut widziałam świat oczami domowego kota wywalonego na dwór. To było okropne: kiedy człowiek sobie próbuje wyobrazić, jak się czuje taki kot, to nagle wszystko robi się straszne: samochody, psy, grupka wesołej młodzieży.
Kotka siedzi u mnie w sypialni. Pierwsza rzecz, którą zrobiła po wyjściu z trasportera (w którym było jej źle, źle, źleee) to gruntowne umycie się. Następna to wielkie siusiu do kuwety.
To siusiu mnie rozczuliło. Bałam, się, że będą problemy, bo po jakimś czasie od wyrzucenia z domu może się odzwyczaiła, może, może się zestresowała... A ona po prostu zrobiła to, co jest normalne dla każdego domowego kota. A teraz siedzi tam, gdzie jest miejsce każdego domowego kota: na łóżku.
A przede mną znowu spanie na łożu madejowym (które na co dzień jest kanapą w różyczki): nie mogę tego robić moim kotom, że będę spać z "obcą." Zresztą jest zbyt brudna, żeby ją wpuścić do łóżka. Poza tym, że brudna, wygląda na zdrową i dobrze odżywioną, chyba nawet nie zdążyła za bardzo wychudnąć od wywalenia. Jest też niesterylizowana.
Pałam chęcią mordu na babie, która ją wywaliła. Nazwijmy ją roboczo "babą z długiego bloku" (blok, o którym mowa jest wyjątkowo długi).
Planujemy z orchidką podjąć jakieś kroki przeciwko babie. Ale o tym więcej w wątku "jak ukarać babę"
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=37 ... t=#3769785