Jedna z kotek to juz własciwie przestała się chować - niecierpliwie czekała, aż nałozę jedzenie i miała minę "no pospiesz się, głodna jestem". Drugiej na razie nie widać, ale po ilosci sioo mozna sie domyslać, ze jest
Gorzej, że na Wólczańskiej 21 zostały jeszcze 3 kotki - dwie dosyc młode, stale przychodzą, drugiej nie widuję (widuje ją karmicielka, ale ona mi to karmienie po prostu podrzuciła i bywa raz w tygodniu). I niestety, własnie za tą kotka biegały kocury jakis tydzień temu - mówiła mi o tym dzis pani Ania, która trochę się tymi kotami interesuje (ale do domu nie weźmie, jedzenie rzadko wystawia). Trzeba by tę kotkę złapać, wysterylizowac, a ja juz nie mam za co, poza tym mnie ona się nie pokazuje. Czeka mnie przeprawa z karmicielką, która może by mogła ją złapać. Muszę ją przekonać, zeby spróbowała kotkę złapać, ale jak złapie to co dalej? Kasy na sterylkę brak, talony "nie działają", po sterylce trzeba by przechowac w lecznicy (to tez kosztuje), a potem najlepiej byłoby wypuscic w mojej piwnicy, o ile kotki tam urzędujące jej nie pogryzą.
Żeby to był jedyny problem... Gosia zgłosiła mi sprawe kotki z ryneczku przy Przybyszewskiego - jej siostra dokarmia tę kotkę, ale w grudniu likwiduje "kramik" i kotka zostanie sama. Do Gosi nie podchodzi, ale siostrze daje się miziać. Siostra kotki nie weźmie, ma 2 psy. I co ja mam zrobić?
kotki z Dworca kaliskiego wymagaja już kastracji, nikt ich nie chce adoptowac, Pani Jola ma tych kotów za duzo... A ja nic nie mogę zrobić
