» Czw lis 27, 2008 21:43
Bajka z morałem: "O tym, że jedzenie z cudzej michy jest zawsze lepsze, a pańcia niepotrzebnie panikuje"
Jak wiernym ciotkom wiadomo, Frodki od kilku dni znowu maja chory brzuszek. Brzuszek leczymy, zamartwiając się przy tym i stresując.
Wczoraj była poprawa: Frodki odzyskały apetyt, ożywiły się, zaczęły nawet nieźle brykać. Dziś po wizycie u weta i kłuciu w doopinkę znowu były jednak markotne.
Wróciłam z pracy i od razu przystąpiłam do moich zaszczytnych obowiązków: czyli do wypełniania misek szanownego towarzystwa.
Frodki zostały zamknięte w osobnym pokoiku, żeby żaden z tych wstrętnych głodomorów nie dobrał się do ich małej frodkowej miseczki.
Pańcia nie szczędziła względów rekonwalescntowi. Najpierw podała mięsnego conva, który został skwitowany jednym niuchem i "zakopany" na później. Następnie na stół wjechała karma dla kociąt, którą Frodo ze smakiem zawsze zjadał. Dwa niuchy i zakopujemy.
Trzeba było podać grzydolowi trilac, a conv polany był odrobiną ciepłej wody. Wlałam zawiesinę do strzykawki i chciałam podać dopyszcznie, na co Frodo gwałtownie zaprotestował co sił w pazurzastych łapinkach.
Tyle wystarczy, żeby doprowadzić mnie do stanu niezłej paniki - dzwonię więc po ciotkach i za namową cioci orchidki miksuję conva i zawijam małe w ręcznik, żeby podać mu strzykawką zawiesinkę.
Po walce stoczonej z zawiniątkiem w ręczniku było 3:0 dla mnie (trzy strzykawki płynu wlane w kota) Ale to były malutkie strzykawki, i prawie sama woda. Załamałam się - co tu robić, małe jeść nie chce! Otworzyłam drzwi, złapałam za telefon, aby szukać wsparcia dalej, a tymczasem z kuchni dobiegło chrup chrup... To małe Frodo, za nic sobie mając wymyślone przeze mnie menu pałaszowało w najlepsze RC Light. Tiaaa, kto jak kto, ale Frodki koniecznie muszą uważać na kalorie.
W przeciwieństwie do "zagłodzonych Kmineczków o zapadniętych boczkach," które spałaszowały resztę conva. A nie, przepraszam, jak Kminki skończyły, to resztkę conva dojadły równie zagłodzone Mufeńki...
A, żeby ostatecznie potwierdzić fakt, że z cudzej miski zawsze jest lepsze: kiedy wreszcie służba domowa zasiadła do skromnej kolacyjki, ogromne zainteresowanie talerzem głównej podkuchennej wykazała Mufeńka właśnie. Nic by nie było w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że główna podkuchenna jest wegetarianką i na skromna kolacyjkę zajadała kanapkę z pasztetem sojowym...
