Miałyśmy kryzys, mam nadzieję, że już zażegnany.
W czwartek Nikuś tak się ośmielił, że przyszedł przytulać się na dywanie, a nie w szafie. Wyprzytulałam, wycałowałam, jest słodki i strasznie się pcha do człowieka. Nie zwróciłam uwagi, że pozostale trzy patrzą na te przytulanki ponuro...
Jak wróciłam z pracy wieczorem, Puchaś nawet nie wyszedł. Gdzieś się zaszył. No, ale to jeszcze nie tragedia. W piątek okazało się, że wygląda na chorego. Leży taki apatyczny, głowa oparta o ścianę, nie chce jeść. Miałam wizję zarazy, która dopada wszystkie cztery koty.... Nie dał sobie zmierzyć temperatury, nie dał się złapać do transportera, niestety to kot ze schronu, złapać go można właściwie dopiero jak jest naprawdę chory i słaby, tak to jest bardzo czujny i wyrywa się, a my wyglądamy jak pobite ofiary przemocy domowej...
Udało się go złapać dziś rano - w sobotę. Wcześniej go dotykałam, wyglądało, ze go nic nie boli, dał się dotknąć, ale był słaby i apatyczny, nie mruczał. Poszliśmy do veta, pani doktor tyle ile mogła bez narkozy to przebadała, wyrywał się ostro. I właściwie nic nie stwierdziła - ostrej infekcji nie ma, zęby nie nadzwyczajne, ale jakie takie, osłuchowo ok. Dostał na wszelki wypadek witaminy i lek uodparniający w zastrzyku. Ale stanęło na razie na koncepcji depresji - to poranne przytulanie Nikusia. Teraz będę się z tym kryła przed Puchasiem. Nowy kot, w dodatku przytulany na widoku? No ale do końca pewności nie mam, obserwuję Puchasia, czy je, sika itp. Głaszczę podwójnie, a Nikusia tylko, jak Puchaś zaśnie i w drugim pokoju... Oby nic nam się z tego jednak nie wyklarowało, mam nadzieję, że pani dr ma rację i to nie infekcja...
W każdym razie mieliśmy ciężkie chwile
A Nikuś nadal słodki, jak widzi Puchasia to podchodzi i się o niego ociera, strasznie milutki kociak. Ale od Kizi oberwał łapą niestety, jak się za bardzo zbliżył. Staram mu się to wynagrodzić (oczywiście jak Puchaś nie widzi). Czemu wszystkie koty nie są takie łagodne jak Nikuś?