Na noc zamknęłam go w osobnym pokoju z ludźmi i Rudziaszkiem, bez moich inwazyjnych kotów.
Na pewno czuł sie w tej sytuacji lepiej- leżeli całą noc przytuleni do siebie i do tż-ta. Wieloryb mruczał. Smiesznie mruczy- tak z takim furkotem
W nocy 2x kaszlał- to było takie dławienie sie, wg mnie tak jak kaszlą koty zarobaczone.
Ale na razie nie mogę dac mu niczego na odrobaczenie, nie teraz, kiedy jest osłabienie.
Bo osłuchowo w płucach nic moja wetka nie wybadała.
Rano nie chciał nic jesc.
Znów go nakarmiłam. To znaczy, on siedział na kolanach, a ja mu dawałm do pyszczka kurczaka. Zjadł dużo, gryzł przełykał chetnie, ale nie chciał znów sam pobrać
Dziś ma przyjechać moja druga wetka, która jest aktualnie na macierzyńskim, do mnie do domu, obada go swoim okiem.
Trzymam za Was kciuki, Ruru.
I nie powiem, martwie sie.
W ogóle, to on potrzebuje dużo uwai, głaskania, wtedy sie rozluźnia i uspokaja. Moze faktycznie załamuje go to, co sie dzieje w moim domu- kilkanascie kotów, ludzie w ciagłym biegu, ciągłe jeżdżenie do wetki, no i moje męczenie go karmieniem i ostatnio zastrzykami.
Wczoraj lezał sobie nałożku, tż go głaskał, on mruczał, a potem ja podeszłam i dałam mu wieczorem zastrzyki. Widziałąm jego zaskoczenie, i wyrzut w oczach. Od razu poszedł sobie i schował sie pod łóżko.
TŻ po kilku minutach wyjął go stamtąd i ugłaskał z powrotem. Wieloryb zerkał z niepokojem w moim kierunku, ale potem sie rozluźnił i znów przytulił.
Taka biedna, wrażliwa istota.