Wczoraj się z panną zamknęłam w łazience i zaczęłam bawić. Wiewiór pacyfikował sznurek, ładował się pod szafkę i takie tam inne, jak mały kocio. A potem przyszedł Klakier, stanął po drugiej stronie siatki, a mała tylko miauknęła na jego widok.

Na noc zostawiłam otwarte na oścież drzwi, szafowe lustrzane drzwi zostały przeorganizowane i co dziś rano wita mnie w łazience? Nic. Pustka mnie wita. Otrząsnęłam się z szoku wstępnego (o dziwo przyszło mi to nader szybko, zważywszy na nieludzką porę dnia - 5.25), ruszyłam na poszukiwania, wcześniej zamknąwszy Klakierowi gębę śniadaniem. Wiewióra odnalazła się w drugiej łazience, w misce na pralce. Pogłaskałam zaspanego futrzaka i zostawiłam.
Boję się, co zastanę w domu po powrocie
