Zapraszam do mnie
Tymczasem próbuj sama.
To jest sernik bez zbędnych czynności i zawracania głowy przepisami babuni.
Potrzeba:
1 kibel sera , czyli kilogram takiej papy, najlepiej Dr.Oetker, nawet w Społem jest.
7 jajek, szklankę cukru-pudru, łyżeczkę proszku do pieczenia, 1 cukier waniliowy, 5 łyżek stołowych mąki ziemniaczanej, rodzynki, ewentualnie jeszcze skórki z pomarańczy, zapach najlepiej cytrynowy i pół kostki masła.
I robimy w 5 minut:
W dużym garnku, żeby się wszystko zmieściło, naprzód roztapiamy to masło.
Potem, jak wystygnie, wrzucamy wszystko co wyżej wymienione, ale tylko żółtka z jajek, białka na bok, do ubicia. Rodzynki i skórki też na bok.
No i mieszamy łyżką szybko, bo już mamy tylko 4 minuty. Żadne miksery.
Rodzynki zalać na chwilę wrzątkiem, odcedzić, mąką posypać gdzieś tam z boku w międzyczasie. Jak już mamy papę wstępną, to siup te rodzynki i skórki i mieszamy. Już zostały 3 minuty. Ubijamy pianę -dwie minuty i mieszamy delikatnie z tym co w garnku. Tak zagospodarowaliśmy właśnie pięć minut tylko!
Dalej już klasycznie- do wysmarowanej i obsypanej mąką tortownicy wlewamy wszystko, wrzucamy do piekarnika na jakieś 180-200 stopni( wariant-góra-dół) i czekamy. Wyrośnie pięknie, a nawet pęknie, ale nic to.
Jak będzie brązowy, prawie ciemny, to już koniec! Koniec następuje mniej więcej po 80-ciu minutach.
Jak wyjmiemy, to może klapnąć, ale to normalne.
Jeżeli chcemy mieć równiutki, to jak troszkę ostygnie, odwracamy go na drugą stronę i mamy pas startowy lotniska do Bangkoku.
Ja wtedy rozpuszczam jedną czekoladę i go polewam, albo rysuję sobie esy-floresy.
Do roboty i fotkę proszę pokazać!
Smacznego
