W nocy przegraliśmy walkę o Bąbelka.
Nie mogę w to uwierzyć i nie mogę się pozbierać
Rano nie chciał jeść i zrobił rzadką kupę. Popołudniu pojechaliśmy do weta. Gdy czekaliśmy na wyniki krwi zwymiotował dwie wielkie żywe glizdy. A przecież był odrobaczony kilka dni temu. Nie wydalił z siebie po środku na odrobaczenie nawet kawałka robala, nie miał nawet rozwolnienia...
Słabł dosłownie z minuty na minutę. Dostał leki przeciwbólowe i przeciwwymiotne, antybiotyk, witaminy, aminokwasy i kroplówkę. Zabrałam go do domu, był pod kroplówką gdzieś do pierwszej w nocy. Miałam mu wtedy zrobić godzinną przerwę i podać kolejną dawkę kroplówki, a nad ranem powtórzyć leki przeciwbólowe i przeciwwymiotne, jeśli by się wciąż powtarzały i znów kroplówka. Położyłam go w pudełku na termoforze. Nie wiem ile czasu minęło od odłączenia, może 30 minut gdy usłyszałam, że się rusza. Zaczęło go szarpać na wymioty. Wyjęłam go z pudełka, przytrzymałam, żeby mógł zwymiotować. Był za słaby, żeby to zrobić. Zachłysną się, przestał oddychać. Zaczełam go wentylować i jednocześnie dzwonić do wetki. Powiedziała, że nic nie da się już zrobić. Miała rację. Bąbelek odszedł na moich rękach. Wszytsko trwało 3, może 4 minuty.
Dziś miał zrobioną sekcję. W jelitach dużo glizd. Powiększona część węzłów chłonnych. Spora ilość płynu, ale nie takiego FIPowego. I wada serca. Ważył 980g, miał ok 3 miesiące.
Bardzo dziękuję naszej Pani weterynarz za ogromne zaangarzowanie w leczeie Bąbelka i pozostałych naszych podopiecznych, za zostawanie po godzinach, za możliwość kontaktu nawet w nocy.
Bąbelku [']