Wczoraj ukradłam kota. Miałam nic nie pisać, ale właśnie się prawie wyjaśniło, więc ujawniam Rudzika.
Wczoraj za sprawą ciężarówki-zwalidrogi wróciliśmy TŻ do domu drogą inną niż planowaliśmy. Na ruchliwym skrzyżowaniu ulic Bohaterów W-wy i Rakietników wyskoczył mi pod koła rudy kot. Ponieważ jechałam wolno udało mi się zahamować. Oczywiście zaparkowałam w pierwszym wolnym miejscu i wysiadłam zobaczyć kto zacz, bo nigdy wcześniej tego kota nie widziałam. Na kici-kici przyleciał do mnie i zaczął się miziać. Zaniosłam go do samochodu i miałam wielki dylemat, bo kot miał obrożę. Czyli jasne dla mnie było, że jest czyjś (tutaj niestety wiele osób wypuszcza koty). Rozważaliśmy z TŻ co zrobić, bo kot ma obrożę, okazało się, że TŻ za zabraniem go, ja miałam wizję rudych zwłok przy drodze i tego jak będę się wtedy czuła, a kot zwiedzał samochód.
Uknułam plan następujący: zabrać kota i zobaczyć, czy ktoś będzie go szukał. Jeżeli ktoś będzie go szukał, to zadzwonić i sprawdzić, czy jest reformowalny. Na forum nic nie pisać, żeby nie mieć nieprzyjemności w razie gdyby delikwent zalogował się na forum i był niereformowalny

Zgodnie z tym planem objechałam dziś lecznice w celu sprawdzenia, czy czasem ktoś nie wywiesił ogłoszenia o zaginionym kocie. Tymczasem w jednej z lecznic znalazłam ogłoszenie o następującej treści: "Znaleziono rudego kota z brązową obrożą, telefon ....."
Zadzwoniłam pod podany numer i powiedziałam, że ja w sprawie kota. Pan na to, nieco skonsternowany pyta, czy mi taki kot zginął, bo to ogłoszenie już jest nieaktualne, właściciele zgłosili się po kota

Od słowa do słowa wyszło, że Pan z córką zgarnęli tego kota z ulicy w okolicy 1 listopada kierując się pobudkami podobnymi do moich i wywiesili ogłoszenia o znalezieniu kota. Jednak "Państwo" wcale na te ogłoszenia nie odpowiedzieli, tylko jakoś przypadkiem wyszło, że tym ludziom zginął właśnie taki kot. Państwo byli wdzięczni za zwrot, ale chyba niczego ich to nie nauczyło, bo jak widać kot znowu szwędał się po ulicy

Będę dalej obserwować, czy pojawią się ogłoszenia. Pan ma mój numer i w razie gdyby Państwo się odezwali ma go podać, ale chyba już wiem co im powiem
I gwoli wyjaśnienia. Wcale nie marzyłam o kolejnym tymczasie, nawet o rudym

I nie mam w zwyczaju wyłapywać okolicznych wychodzących kotów, niektóre z nich znam z widzenia. Ale ten wyglądał mi na kandydata na samobójcę: ruchliwa ulica i ufny na maksa.
Rudzik ma około roku i oczywiście jest niewykastrowany. Byłam dziś z nim u weta - jaja jak berety, nadają się i owszem do ciachania. Został zaszczepiony, krople do oczu mam wpuszczać, bo coś brzydkie ma spojówki.
