Znowu nie powiadomili mnie, że na forum są wieści

. Wczoraj robiliśmy badania krwi, są b. dobre

, tylko ASPAT jeszcze zawyżony, ale po takim zatruciu to podobno norma. Dziś Fioł oddał mocz do kubeczka

i zawieżliśmy próbkę do badania. Dzwoniłam na Kosiarzy, ale mają urwanie głowy, mają oddzwonić, wyniki podobno są b. dobre. Bardzo, bzrdzo się cieszę

.
Historia Fiołka i romansu jego mamy ze żbikiem miała się tak: 8 lat temu spędzałam strasznie dużo godzin nad postprodukcją pewnego dokusoapu

i tam poznałam przemiłą kobietę od reżyserii dźwięku, opowiedziałam jej o tym jak bardzo brakuje mi kota, że musiałam swojego zostawić u mamy w Łodzi, bo miał już sporo lat i był przyzwyczajony do swojego miejsca, na to pani zaproponowała mi oddanie rudego półżbika. Mam Fiołka Persica miała wcześniej już z 3-4 mioty, mieszkała w domu, mimo, że jej pilnowali w czasie rui, to zawsze uciekała. Oczywiście planowali wcześniejszą jej sterylizację, ale jakoś tak to wychodziło, że ruja pojawiała się i wtedy przypominali sobie, że właśnie cholera znowu nie zdążyli. I to miała być ostatnia ruja. Wynajęli domek w lesie na pustkowiu, gdzieś w Polsce płd-wsch, w pobliżu brak wsi i zabudowań, i pilnowali, myśleli, że tym razem się uda(wszyscy znajomi-dobrzy ludzie zostali obdarowani już potomstwem, jedna z kocic zawędrowała nawet do małej Nell z "Pustyni i w puszczy" wersja nr 1 w reż Forda)... Aż przyszedł on. Z lasu. Śpiewał pod oknem. Kotka i tym razem wyprowadziła właścicieli w pole. To podobno były sekundy. Uciekła. A po chwili na oczach włścicieli stało się... Doszło do konkretów. Z konkretów tych narodził się Fiołek i trikolorowa kocica, która też znalazła miły dom. Tym razem nie zwlekali już ze sterylizacją mamy Fiołka. Fiołek jest ostatnim synkiem kociej kochanki kocicy persicy
Buzi wielkie od Ani