Salma trochę się uspokoiła i przez kilka godzin spała w swoim ulubionym miejscu (za tapczanem). Potem sobie pojadła rybki (co do whiskasa to chciałabym uspokoić że nie jest on jej podstawowym elementem jadłospisu, zjada go tylko od czasu do czasu a tak raczej je domowe jedzonko, uwielbia rybkę na surowo, serki homogenizowane i różne mięska - to jeszcze w czasach kiedy żyła na podwórku i sypiała pod jakąś budą na targowisku miejskim). Zakupiłam jej śliczny brązowy domek z materiału, w którym może spać, ale ona chyba woli okno lub kąt za tapczanem (i na razie jak jej tam dobrze to niech tak zostanie, nic na siłę). Pokazywałam jej drapak, ale się go wystraszyła, mam nadzieję, że za jakiś czas załapie co to takiego. Po drzemce bardzo mnie zaskoczyła, to było tak: siedzi u mnie dziewczyna na korepetycjach, jesteśmy zajętę lekcją a tu naraz kto wyłazi zza tapczana i patrzy na nas z zainteresowaniem? Tak, tak. Obniuchała wszystkie kąty w pokoju, była też na biurku, na drukarce i na monitorze, ale potem wróciła na okno. Ważne, że jednak sobie co nieco pooglądała.
Co do wizyty u weterynarza to musimy zaczekać do środy, dzwoniłam do lecznicy a tam okazuje się, że nasz pan doktor sam na zwolnieniu lekarskim i będzie dopiero w środę; może to i lepiej, kotka będzie miała jeszcze jeden dzień na oswojenie się z sytuacją a nie jest w jakimś opłakanym stanie, przynajmniej na to nie wygląda.
Po tej jej eskapadzie po pokoju wstąpiło we mnie trochę optymizmu, powoli zaczynam wierzyć, że wszystko się ułoży, mam nadzieję, że w kwestii psa też. Jak na dzikiego kota to chyba nie jest najgorzej
