Wieczór, pokój tonie w mroku. Leżę w łóżku, usiłuję zasnąć. Nie da się, po głowie krążą czarne myśli. Co tam u mojego czarnego słoneczka, jak on się teraz miewa??? Biedny nie wie pewnie co się dzieje, czemu go zostawiłam w tym śmierdzącym miejscu? A przecież musiałam

, to dla jego dobra. Musiał zostać w lecznicy na noc. Antybiotyk nie zadziałał, biedak zaczął się odwadniać. Tam mu podadzą kroplówkę, wypróbują nowy antybiotyk. Ja to wiem, a i tak jest mi ciężko, ale on przecież nie rozumie

Jest tylko małym, biednym, zagubinym kotkiem. Nie wie czemu spotkało go tyle złego, czemu w swym krótkim życiu doznał tylu cierpień. Ja też nie rozumiem. Czym zawinił, że musi tyle przejść, czemu on, d l a c z e g o!!!

Łzy powoli ciekną po policzku, a usta układają się w krótką modlitwę. Boże żeby tylko wyzdrowiał, żeby wyzdrowiał, wyzdrowiał, wyzdrowiał. Bo przecież musi byc dobrze. Musi! Boże spraw by było dobrze. Tyle kociąt już umarło, proszę by on nie był kolejnym. Świat nie może być tak niesprawidliwy.... nie moze? Ale jest- słyszę podszept. Wiele niewinnych kociąt odeszło. Boże proszę żeby on wyzdrowiał.... Coś drepcze po kołdrze. Przyszła Pumcia i zlizała mi łzy. Kochany maluszek. Dobrze, że chociaż z nią jest wszystko ok. Przestraszyła mnie wczoraj tymi wymiotami. Na szczęście był to chyba jednorazowy wybryk, bo weterymarz niczego niepokojącego nie stwierdził, a mała je już normalnie i biega za zabawkami. Moje myśli znów wracają do Boruty. Ale cicho w domu. Kocurek wprawdzie nie hałasował, ale i tak jest strasznie pusto bez niego. Przypomina mi się Kochanowski... "wielkieś mi pustki uczyniła w domu moim, moja droga Urszulo swym zniknieniem swoim." O nie! Urszulka umarła, a Borutek musi żyć!! Ta mała, wychudzona kupka czarnego nieszczęścia musi znów być wesołym kotem! Boże spraw by wyzdrowiał, by wyzdrowiał, wyzdrowiał.... zasypiam. Trzymaj się Borutku!