Oj, teraz mamy zamiast opalania moc innych atrakcji
Codziennie wieczorem odbywa się rytuał: Jasiu, popraw antenę.
Bo w związku z tym, że przeniesiono nadajniki tvp to w Wawie bardzo pogorszył się odbiór, no i w związku z tym sąsiedzi nabrali nowych nawyków.
Zaczyna się od tego, że słychać, jak otwierają się drzwi balkonowe, a za chwilę do mojego mieszkania wpada smuga wonnego dymu. Woń dymu piękna nie jest, więc rzucam się dyskretnie zamykać okna, bo wiem, co będzie dalej. Pan sąsiad Jasiu po pierwszych machach zanosi się gruźliczym kaszlem a ja w tym momencie obiecuję sobie, że rzucę palenie.
Potem zaczynają dobiegać mnie metaliczne dźwięki a z mieszkania dobiega głos Pani Sąsiadki, wydającej negatywne komunikaty: gorzej! Weź jak było! No co ty robisz? Śnieży! Nic nie widać już zupełnie. W lewo, mówiłam...
Po kilku minutach wypada rozjuszona na balkon i sama zaczyna kręcić anteną, odsyłając Jasia do zdawania relacji, ale mu nie wierzy i miota się między pokojem a balkonem, sama kontrolując obraz.
Koty najczęściej spłoszone po takiej sesji przez godzinę nie wychodzą z szafy. Ale ogólnie lubię bardzo tych sąsiadów, szkoda tylko, że mamy sprzężenie elektryczne i jak do nich idą goście to dzwoni mój dzwonek u drzwi. Ale do tego mozna się przyzwyczaić.
Prawdziwi mężczyźni nie jedzą miodu, oni żują pszczoły.