O rany!
Co za tydzień!
Sajgon pracowy. Nawet dla własnych futer prawie czasu nie miałam
Tymczasem u nas nieco weterynaryjnie: pewne bure Kminki jadą jutro się odpomponikować. Jeszcze o tym nie wiedzą. A ja tymczasem idę schować miseczki.
O, schowałam. W asyście, która wyrażała zdziwienie czynnością odwrotną do zalecanej (wsypywanie karmy do puszki zamiast dosypywanie do miseczek: to się w głowie nie mieści!)
Tymczasem dziś u weta była Mufi: ma jakąś nieładną rankę na głowie, babrze jej się to nieładnie. Wet podejrzewa świerzba - ale skąd by to, u licha... Drogę do weta Mufka zniosła kiepsko. Nie mamy daleko, ale trzeba iść jakieś 15 minut, no i bardzo się dziewczynka zestresowała.
W drodze do weta zrobiła qpala, w drodze powrotnej wymiotowała - no i jest bardzo nie w sosie. Nie wiem, czy źle się czuje - w każdym razie apetyt ma, ale siedzi naburmuszona. Ona jednak bardzo wrażliwa jest...
Frodo rośnie i pięknieje
A cioteczka Anuk miała w tym tygodniu wpadkę
Pluję sobie w brodę za moje panikarstwo nierozsądne.
Ponieważ poniższa historia ma początek niewesoły, śpieszę uprzedzić co wrażliwsze ciotki, że wszystko się dobrze skończyło.
Otóż jedno z moich dwóch miejsc pracy, to mała szkoła językowa, prowadzona przez rodzinę anglistek. Budynek szkółki stoi obok domu, na jednej posesji. Na lekcje przychodzą małe, kilkuosobowe grupy. W środę kolega miał mieć lekcję z dwójką dziewczynek, które wysłał do klasy, a sam jeszcze coś kserował. Dziewczynki wróciły z wrzaskiem: "Proszę pana, w klasie leży zdechły kot". Pan Sławek nie mógł uwierzyć, myślał, że to niemądry dowcip, ale dziewczynki były w stanie autentycznej histerii. Pani sekretarka wykrzyknęła, że ona się boi takich widoków, i że najlepiej niech idzie pani Ania, bo ona się zna na kotach. Pani Ania i tak już się poderwała, choć w środku zrobiło jej się niefajnie, bo wiadomo, że nikt nie lubi być wysyłany na oględziny zwłok.
Pierwszy do klasy wpadł pan Sławek, stanął za biurkiem, gdzie miały leżeć zwłoki i oznajmił, że rzeczywiście niestety, kot nie żyje. Zdziwiłam się, bo kotkę szefowej widziałam trzy dni wcześniej, całą i zdrową. Oczywiście nie bardzo miałam ochotę oglądać, skoro kot nie żyje, to i tak mu nie pomogę, ale przemogłam się jakoś, tym bardziej, że pan Sławek zaczął się głośno zastanawiać: "A może śpi tylko. Ale nie, kot by tak nie spał. I w ogóle się nie rusza. Zajrzałam za biurko: na posłanku leżała skamieniała kotka z otwartymi oczami wzniesionymi ku górze. Zamarłam: rzeczywiście nie żyje! Pan Sławek" "Ktoś ją przykrył kocykiem" Mój pokrętny proces myślowy: "Czyli wiedzieli, że jest chora... Musiała odejść w nocy..." Sama obecność kotki w tej sali mnie nie dziwiła, bo sala jest rzadko używana do lekcji, za to czasem przebywa w niej kotka. Na przykład przebywała tam po odpchleniu, żeby wtedy nie bawił się z nią trzyletni Michał. "Zaraz, zaraz, chwileczkę: kotka miała przecież jechać niedługo na sterylkę. Może jest w narkozie i leży tu, żeby ten mały diabełek jej nie męczył" Tu już "pani Ani" wrócił na chwilę rozum, ale nie na tyle, żeby odkryć i zajrzeć, co się dzieje pod spodem, bo na to już nie starczyło odwagi. Nie, nie, pani Ania poleciała po córkę szefowej, oznajmiać jej, że kot albo umarł, albo jest w narkozie. Na szczęście to drugie okazało się prawdą. (Inna sprawa, że nie powinno się wydawać do domu kota tak totalnie niewybudzonego)
Dziś już widziałam rzekomą denatkę w świetnej formie.

(A jest to CUDNEJ urody młodziutka trikolorka!)
Nie mogę sobie darować, że taki był ze mnie głuptak: dałam się ponieść zbiorowej panice, ot co! W dodatku postawiona zostałam w charakterze kociego eksperta: takiego, co to go można nawet wysłać, żeby zgon stwierdził... (Reakcja pani sekretarki: Pani Ania, szybko, pani Ania niech idzie!) A pani Ania dała ciała! Przerażenie wyłączyło myślenie
Jedno mnie cieszy: nawet nie musiałam namawiać na tą sterylkę, sami wiedzieli
Zresztą moja tamtejsza szefowa ma u mnie zasługi w kwestii kociej, bo to ona pomogła wyciągnąć Neo (nie mylić z Nemem - niezorientowanych odsyłam do pierwszego posta) z rąk nieodpowiedzialnych ludzi i zapłaciła za jego leczenie i kastrację. Także światłą osobą w tej kwestii jest
