Kociaki z wątku, który wkleiłam wyżej już u mnie i czekaja na transport do dt...niestety to nie koniec
Łopata przed drzwiami, okropmy widok...na szczęście udało sie kociaki zabrać w pore.
Sa juz po wizycie u weta, odrobaczone i odpchlone.
Takie fajne małe kluseczki, burasowe.
Dwie dziewczynki i jeden kocurek.
Na miejscu okazało się, ze jest jeszcze do zabrania pilnie jeden kot...
Kocica w wysokiej ciąży, z potworną przepuklina.
Domowa, mrucząca przylepka, buraska. W pierwszym kontakcie spanikowana i przestraszona.
Stwierdziłysmy, ze zabierzemy ją do weta i zobaczymy co z nia, skoro nie mamy jej gdzie zabrac to chociaz tyle zrobimy...
Okazuje się, ze kicia najprawdopodobniej została pobita lub spadła z jakiejś wysokości i maluchy w brzuchu sa martwe...
Kotka została w klinice, jutro bedzie zabieg.
I tu pojawiaja się dwa problemy...
Po pierwsze co zrobimy z kotą po zabiegu
Po drugie za co zapłacimy
Nie mogłyśmy jej tam zostawic...te spojrzenia ludzi tylko czychających na to, zeby załatwić koty, my wychodzące z kotami...cos strasznego
To jakies piekło dla zwierząt...dosłownie jak z najgorszego horroru.
Zwierzaki chodza po ulicach w okolicy jedynego w miejscowości blokowiska.
Psy, koty...wszystko zagłodzone z zebrami na wierzchu a miedzy nimi podli ludzie, którzy tylko patrza jakby tu zrobić krzywde jakiemus zwierzakowi.
Razem z kolezanka wróciłysmy chore...
Zwierzat pełno wszedzie...z kazdej strony patszą oczy błagające o pomoc.
Zwierzaki pojawiają się jednego dnia, za chwile znikaja albo pojawią sie po kilku dniach ale już tak wystraszone, ze nie dadzą do siebie podejść..
Zdecydowanie więcej psów niz kotów...niestety psy sa tak głodne, ze polują na koty
Ta jedna kobieta, która tam jest nie jest w stanie wykarmić wszystkiego.
Przywiozłyśmy tez dzisiaj z tego strasznego miejsca 5 mies szczeniaka z łańcuchem wrastającym w szyje
Pies potwornie zagubiony, wystraszony, niezsocjalizowany...nie wiem jakim cudem udało się dla niego dt znaleźć.
Mamy 2 tyg, zeby znaleźć maluchowi jakis domek.
Oczywiscie utrudnienia na każdym kroku.
Sunia była na terenie prywatnym i niestety uszarpałyśmy sobie kupe nerwów, zeby zabrać psa bo wszystkim przeszkadzało to, ze go zabieramy. Przeciez to pies i po co mu pomagac, nich sobie sam radzi...
A cała reszta tam została...patrząc z nadzieją jak odjeżdżamy...
Niestety większości z tych zwierząt jutro nie bedzie a na ich miejsce pojawią się nowe...
i tak bez końca.
Został tam jeszcze jeden kot...nie wiem czy to kocur czy kotka...jedyne co widac to przerazenie w oczach tamtych zwierząt.
To jest nie do opanowania...
A najgorszy było to co zobaczyłysmy tuz przed odjazdem...
Jakiś dzieciak jechał na roweże i ot tak skopał psa...oczywiście nie miałysmy szans go dogonić a szkoda
To jakaś paranoja...dzieciaki wychowywane bez serca, ludzie w biały dzień bija się na środku ulicy.
To jakis matrix dosłownie ...
Oczywiscie bateria w aparacie padła mi przy próbie obfotografowania pierwszego zwierzaka...
Ewelinka wrzucaj zdjęcia, bedziemy szukac domków...
Smerfik wraca bo dziecko ma alergie...
