» Sob paź 18, 2008 18:41
coś Wam wkleję, co prawda to o psie ale takie budujące mimo wszystko chociaż bardzo smutne:
"- Już nic nie możemy zrobić. Przykro mi.
- O Boże...
Pani Różycka siedziała blada, z zaciśniętymi dłońmi, patrząc błagalnie na lekarza, jakby chciała, by powiedział, że to nieprawda.
Jej sześcioletnia córka była chora na białaczkę. Od miesięcy walczyli o jej życie. A teraz...
- Jak długo...? Ile jeszcze...?
- Nie wiem. Może kilka godzin, może kilka tygodni. Niech... niech pani wykożysta ten czas dobrze.
***
- Posłuchaj córeczko- powiedziała pani Różycka drżącym głosem, starając za wszelką cenę, się nie rozpłakać- niedługo będziemy musiały się na jakiś czas rozstać.
-Czy to znaczy, że umrę?- zapytała dziewczynka, patrząc na matkę wielkimi, brązowymi oczami, które w jej chudej, bladej twarzyczce zdawały się jeszcze większe.
-T.. tak- odpowiedziała mama.
- I pójdę do nieba?
- Tak
- A czy w niebie są pieski?
- Na pewno- po tych słowach kobieta rozpłakała się. Największym marzeniem małej Tereski był pies. Decyzję o jego kupnię podjęły kilka dni przed...
Przed diagnozą lekarzy.
Pani Różycka nie potrafiła już powstrzymać płaczu. Wtedy poczuła delikatny dotyk na swojej dłoni.
-Nie płacz mamusiu, przecież jeszcze się spotkamy! Będziemy na ciebie czekać, ja i mój piesek.
Kobieta przytuliła córeczkę, głaszcząc ją po głowie i uspakajając się powoli. Po kilku minutach dziewczynka zasnęła.
***
Tereska obudziła się w środku nocy. Zobaczyła nad sobą jasną postać.
-Przyszedłeś po mnie?
-Tak maleńka.
-Teresko do kogo mówisz?- zapytała z przerażeniem pani Różycka, budząc się na dźwięk głosu dziecka.
-Mamusiu, ja już muszę iść. Do zobaczenia- odpowiedziała dziewczynka cichutko.
A po chwili była już zupełnie gdzie indziej. Stała na środku pięknej, zielonej łąki, w dali było widać las i góry. Obok niej stał Anioł. Pociągnął ją delikatnie za rękę, ale dziewczynka nie ruszyła się z miejsca.
-A piesek?- zapytała.
-Piesek.- powturzył Anioł.- No tak, już na ciebie czeka.
Wszystko zawirowało i znaleźli się w ciemnym, brudnym miejscu. Wszędzie stały budy a dookoła nich spacerowały psy. Tylko jeden z nich leżał bez ruchu w kącie.
-To ten- powiedział Anioł do Tereski, wskazując leżącą suczkę.- Ma na imię Funia.
-Dlaczego ona się nie rusza?
-Jest chora. Tak jak ty byłaś. Czekała tu na ciebie przez całe życie.
Anioł zbliżył się do zwierzaka i wyciągnął do niego rękę.
-Chodź piesku, już czas.
Funia spojrzała na niego, nie podnosząc łebka. Nie miała nawet siły zamachać ogonem, chociaż bardzo chciała. Anioł pogłaskał ją po łebku. Wtedy wszystko dookoła się rozmyło, zniknęło schronisko, w którym się znajdowali, zniknęły inne psy, zostali tylko we troje. Funia skakała radośnie wokół swojej nowej pani, liżąc ją po rękach. A potem razem wrócili na łąkę.
***
Rano w schronisku wolontariusze znaleźli martwą suczkę.
- Biedactwo, czekała tu tak długo na kogoś, kto by ją pokochał i nie doczekała się.
Ale tak nie było. Funia biegała już po tęczowych łąkach razem z ukochaną panią, która już nigdy jej nie opuści.
Nigdy.
Autor- Ewa"