Przyjechały do nas od orchidki dwie pięknoty, mamusia i synuś.
Samotność Tygryska leżała mi kamieniem na sercu i przede wszystkim dla niego zaprosiliśmy nowych domowników.
Tygrysek na widok gości zrobił tak
goście tak
przez dwa dni było chodzenia na ugiętych nogach, pilnowanie tyłów i boków i straszliwe burczenie i warkoty spod serca
mała lała każdego kto się do niej zbliżył bez wyjątku, zarówno synusia jak i Tygrysa
po dwóch dniach wszystko sie uspokoiło
polubili się
Tygrys jest bardzo zadowolony
zniknęła jego apatia i ten smutek wyzierający zza oczu
nie ma czasu na nudę, znowu się rusza
bardzo zaprzyjaźnił się z malcem
urządzają wieczorami dzikie orgie, gonitwy, łapanki, ataki zza winkla, zapasy
mama i synuś tez się pięknie razem bawią, malutka nie wykazuje już agresji
na razie na linii Tygrys - kiciunia jest mały dystans, szaleństw pomiędzy nimi jeszcze nie ma
mama jest drobniusieńką kotą, grzeczniutką, spokojną, dumną i mającą własne zdanie
umaszczona jest przepięknie
mały to troll pierwszej wody, pełen zniewalającego wdzięku, szatańskiej energii oraz niszczycielskiej działalności
mają się bardzo dobrze, apetyty dopisują ogromne, załatwiają się konkursowo, wszystko jest ok
myślę nad imionami...
patrzę na całą trójkę, jak się zaprzyjaźniają, jak zawiązuje się miedzy nimi więź i gdzieś w głębi serca rodzi mi się przywiązanie do tej nowej dwójki... ale odczuwam też ból kiedy na nich patrzę
trzeba czasu, nam wszystkim
trochę nowych zdjęć:



















