''będą musiały wrócić do Ryk i głodować" - cytat
Koty w Rykach nie głodują!!!
Jedynie jest ogromny problem z lekami i leczeniem, które faktycznie bardzo dużo kosztuje. Ponadto w tej okolicy nie ma lekarzy weterynarii, którzy mogliby pomóc. Przeważnie chodzi o pieniądze. Koszta są za wysokie, albo nie ma możliwości.
I tu podziękowania dla Pana Marka i Pani Marty, dla Pani Moniki i Pana Marcina, Pana Stanisława z zespołem z Puław - lekarzy weterynarii, którzy w miarę możliwości pomagają.
Dziękujemy także Pani Kasi, której też wiele zawdzięczamy.
Dlatego czasem zdarza się, że są chore i trudno im jest pomóc albo jest już za późno. Ponadto nasi kochani sąsiedzi Bogobojni dewoci trują je różnymi trutkami np: na szczury ( krwotoki, poważne uszkodzenia wątroby, uszkodzenia nerek - meczą się bardzo i umierają - ale dzięki pomocy oddziału toksykologi z pewnego miasta, nie weterynarzy, i metodzie prób i błędów udało się skutecznie leczyć te kotki, ale zanim do tego doszliśmy zamordowali kilkaset kotów) lub trutkami z grupy neurotoksyn (natychmiastowa śmierć w męczarniach lub trwałe upośledzenie ruchowe). Oraz znaleźli nową. Jaką nie wiemy, ale na nas też ma już wpływ może jak następnym razem wyląduje w szpitalu to w końcu wyjdzie.
Sąsiedzi także zakładają wnyki i jak dobrze pójdzie to wywożą je gdzieś... ale przeważnie kij albo trutka. Stąd się biorą kaleki.
Mają pretensje do nas, że je ratujemy. Proceder trwa już kilkanaście lat odkąd zwróciliśmy na to uwagę. Mama znajdowała umierające koty na strychu, z poskręcanymi karkami, skrwawiające się lub martwe.
Poza tym, kotki nie mogą zbytnio wychodzić na dwór ze względu na sąsiadów.
Dziękujemy za pomoc przy operacji Pasztecika (Klemensik) w lecie skonczył 3 latka oraz Kacperka który ma 3 latka.
Kacperek widzi na tamto drugie oczko.
To tylko wierzchołek góry ...
tom2zagumnelit@wp.pl