Ale tu cisza. Skoro tak to sama coś wyskrobię abyście nie zapomnieli o burej rodzince.
Małe rosną i strasznie bałaganią

. Nie mają niestety dużo miejsca do biegania w mojej malutkiej łazience. Jest ciepło więc codziennie przez chwilę wietrzę je wystawiając w transporterze na parapet. Innej możliwości pokazania im słońca nie mam

.
Wczoraj dostały aniprazol a po nim parafinę (drugi raz dzisiaj rano). Udało mi się ich przekonać do picia convalescence a właściwie lekko oszukać. Nie wiem dlaczego conv sam jest ble a conv z kleikiem ryżowym jest pyszny

. Wsuwają wszystko aż miło patrzeć. Cała trójka niewiarygodnie mruczy. Jak wchodzę do łazienki to brakuje mi trzeciej ręki. Miziają się, przytulają, nadstawiają brzuszki i łapetynki. Fajne dzieciaki. Chudy to zbój. Wchodzi gdzie tylko może, skacze do wanny, wspina się po ręcznikach, jest bardzo aktywny. Przypomina mi Benia. Cała trójka jest pięknie pręgowana (burasięta Burej miały malutko prążków). Gruby (już nie jest gruby bo się bardzo wydłużył

) jest najspokojniejszy (o ile takie pojęcie ma zastosowanie

). Taki najbardziej zrównoważony. Jest największy i ma największą łepetynę, więc może w myśl teorii Rustie jakiś zalążek mózgu już mu urósł?
Otosol do czyszczenia uszu "wypalił" mi farbe na pralce

to pomyślałam, że im kupię coś innego do czyszczenia. Zakupiłam emulsję Ami-wet. Skutek jest taki że mają w uszach ogień. Zawiesiłam czyszczenie bo im się porobiły ranki i małe piszczą. Musi się to wygoić. Chyba mają na to coś uczulenie

. Buu a mała i chudy mieli już bardzo ładne uszyska. Może to też wina kropli na świerzba. Sama nie wiem.
Nie wybiegam za daleko w przyszłość ale naprawdę nie wiem czy dam radę się nimi zająć długo. Nie wiem jak rudy zareaguje jak już będzie można je wypuścić. Teraz oboje z Kaśką fuczą ale to nic dziwnego. Chyba poczuli zagrożenie, bo bardzo mnie kochają

. Zaniedbuję ich, bo sporo czasu spędzam w pracy i w łazience. Wrzucam jedzenie do misek i znikam (nie mogę pilnować kto je z czyjej miski i ile). Skutek jest taki, że Zenek strasznie przytył. Wczoraj jak go podniosłam to naprawdę się przestraszyłam. Jak szybko nie zrzuci troszkę to będzie katastrofa.
I teraz najważniejsze. Z dzieciakami może sobie jakoś poradzę ale ich
mama potrzebuje domu. Nie może być długo u Ewy w klatce w garażu, bo dla niej to katastrofa. Może po biciu lamblii i kokcydiów ktoś by mógł ją wziąć na normalny tymczas z głaskaniem, przytulaniem i zabawą, gdzie mogłaby doczekać do sterylki. Błagam, bo szkoda kocicy. Jest ufna i urocza. Nie straćmy tego.