» Nie paź 05, 2008 18:44
W hotelowym oknie migotał chwiejny płomyk naftowej lampy oznajmiając, że pani Małgorzata bynajmniej nie śpi, a że zacna ta kobieta zwykła martwić się o swych lokatorów przyspieszyłem kroku i już za chwilę znalazłem się w korytarzu.
- Czyżby panna Madzia uruchomiła grającą szafę? - Zapytała na mój widok pani Małgorzata, a gdy dostrzegła na mojej twarzy wyraz zdziwienia wyjaśniła, że słyszała muzykę, dźwięki staromodnego walca, mimo, że w całym mieście pogasły światła.
- To radio starej pani Katarzyny – powiedziałem, a pani Małgorzata zerwała się z krzesła, położyła na ustach palec i oczyma wskazała kuchnię.
- Tak powiadają – rzekła pociągnąwszy mnie za sobą do niedużej bawialni, gdzie w kominku dopalała się resztka drew. – Stara pani Katarzyna – zniżyła głos do szeptu – to był ktoś…ktoś szczególny. Więc nie dziwota, że jej radio…Pacyn…to znaczy jej wnuczka zaniosła je do cukierni, bowiem nocą jej babka…to znaczy stara pani Katarzyna wychodziła z obrazu, włączała je i słuchała muzyki aż do świtu…to znaczy Pac…jej wnuczka tak utrzymuje.
Uśmiechnąłem się na wspomnienie mojej najdroższej i pomyślałem, że jeżeli była gdzieś tego wieczora to z pewnością było to przytulne wnętrze cukierni, pachnące kawą i goździkami.
- Śmieje się pan – zauważyła z wyrzutem, – ale to święta prawda…Tylko, że dla ludzi spoza Złociejowa wszystko wydaje się dziwne.
Zaprzeczyłem ogniście, a pani Małgorzata przyjrzała mi się uważnie.
- Może, może – mruknęła ni to do mnie ni to do siebie. – Właściwie wygląda pan jak…tylko niech się pan nie śmieje… jakby uciekł pan z obrazu starej pani. Leśny skrzat, krasnal…ech – sapnęła z zakłopotaniem – przepraszam, wieczór jakiś taki, pogoda się przełamuje, a ja bzdury plotę…Pewnie i spać pora.
Spojrzałem w ogień. Z grubego polanka, które dorzuciłem do paleniska pod wpływem żaru odeszła kora ukazując delikatny rysunek ścieżek wyżłobionych przez korniki w świetle iskier przypominających przedziwne litery.
- Chętnie wypiłbym kubek herbaty – powiedziałem, a pani Małgorzata rozpromieniła się.
- Zaraz przygotuję – powiedziała. – Kucharka zamknęła się w swoim pokoju, kiedy wspomniałam coś o radiu starszej pani,…ale ona jest spoza miasta.
Herbata podana w niskim, pękatym, przypominającym mały dzbanek kubku miała zapach miodu, lipy i dzikiej róży.
Pani Małgorzata zdjęła fartuszek i usiadła na niskim stołeczku tuż obok kominka.
- No i mamy jesień – powiedziała spoglądając w ogień. – Spiżarnia pełna, będzie można odpocząć.
Dym z mojej fajeczki zawisł błękitną wstążką w powietrzu. Zapachniało leśnym tytoniem, a pani Małgorzata z przyjemnością poruszyła nosem.
- Nieboszczyk też palił fajkę – powiedziała rozmarzona – i zawsze miałam pretensje o okruchy tytoniu na obrusie…
Odblask ognia zatańczył na ścianie i rozbłysnął na szkle dużej, oprawionej w grubą, rzeźbioną ramę fotografii, co wyglądało jakby nieboszczyk porozumiewawczo mrugnął w stronę pani Małgorzaty.
Spojrzałem na stół. Okruchy leśnego tytoniu leżały na nim niby martwe mrówki.
- Nie, nie – pani Małgorzata zatrzymała moją dłoń, gdy uniosłem się, aby je zrzucić na ziemię. – tyle czasu człowiek traci na bezsensowne porządki – dodała wzdychając ciężko.
Wstała i z niedużej serwantki wyjęła ciemnoczerwoną, pękatą karafkę.
- Kropelka dereniówki nikomu jeszcze nie zaszkodziła – powiedziała napełniając dwa maleńkie, pękate kieliszki – tym bardziej, że już po północy…
Nagle jej oczy zrobiły się wielkie i okrągłe ze zdziwienia. Spojrzałem na moją dłoń, z której, gdy sięgałem po swoja porcję nalewki, odrobinę zsunęła się rękawiczka.
- To u nas rodzinne – powiedziałem dość beztrosko, bowiem pierwszy łyk dereniówki rozgrzał mnie niby płomień. – Dlatego nie zwykłem pokazywać tego wszystkim.
Zdjąłem rękawiczki, a pani Małgorzata zachichotała.
Dotknęła wierzchu mojej ręki i z niedowierzaniem pokręciła głową.
- Złociejowo to dziwne miejsce – powiedziała ponownie napełniają swój kieliszek. – Wcale, panie Kleofasie, nie zdziwiłabym się, gdyby był pan leśnym skrzatem, który przybył by z nami pomieszkać…
- Może to właśnie prawda – uśmiechnąłem się.
Pani Małgorzata wskazała futrynę drzwi.
- Widzi pan te drzwi? - Zapytała.
Wstałem i wspiąwszy się na palce uważnie przyjrzałem się futrynie. Gruba, dębowa belka przeorana była czterema głębokimi szramami, zupełnie, jak gdyby łapa jakiejś wielkiej bestii przesunęła się po niej w ataku furii.
- Dziwne – mruknąłem pod nosem.
- Dziwne – przytaknęła pani Małgorzata.
Usiadłem w fotelu naprzeciw niej i zapaliłem fajkę. Pani Małgorzata przegrzebała żar i wzięła głęboki oddech.
- Wojna miała się ku końcowi…- zaczęła i domyśliłem się, że po raz kolejny powraca echo Złego Czasu.
Przypomniałem sobie nagle puste domy, otwarte okna i firanki lekko poruszające się na wietrze, kotkę skuloną na parapecie, trzeszczące pod stopami odłamki szkła.
- …ze wschodniej części miasta znikły psy i koty. Nikt nie strzegł nocą domów ni podwórzy.
Szła jesień. Z nieba siąpił drobny, chłodny deszcz, drogi zamieniły się w błotniste potoki. Tu, gdzie teraz siedzimy żołnierze pili piwo i grali w karty zabijając czas…i nagle drzwi wypadły z futryny, zupełnie jak gdyby pchnęła je ręka olbrzyma. Grający zamarli, jakaś pusta butelka potoczyła się z brzękiem po podłodze…W progu stał ogromny, ociekający błotem i deszczem stwór. Ktoś wystrzelił, ale stwór parł naprzód wywracając stoły i krzesła. Pochwycił najbliższego człowieka i odrzucił go na bok jak zabawkę,…kiedy wstał dzień z tych, którzy siedzieli właśnie tutaj nikt nie pozostał przy życiu.
W ciszy, która nagle zapadła zasyczało wilgotne polano. Pani Małgorzata spojrzała na portret nieboszczyka.
- Tak przynajmniej opowiadają ci, którzy pamiętają tamten czas.
- Powinna pani spisać tą historię – powiedziałem czując pełznący wzdłuż kręgosłupa zimny dreszcz.
- Idą długie, zimowe wieczory – uśmiechnęła się pani Małgorzata. – Czas na opowieści.
Kiedy wąskimi drewnianymi schodami wchodziłem na piętro miałem przed oczyma najdalszy kąt parku i niewielki, ledwie dostrzegalny wzgórek.
Wszedłem do szafy i naciągnąłem koc pod samą szyję. W stołowej nodze cicho chrobotał kornik, a w parku pokrzykiwał jakiś nocny ptak.

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!