Bywają wpadki.
Bowiem niektóre 'dziczki' postanawiają się jednak oswoić...
Zwłaszcza te ok. 5-6 miesięczne, bardzo młodziutkie, prawie jeszcze kociaki.
I dlaczego mnie to znów spotyka?
W ubiegłym tygodniu mnie to już spotkało.
Tulinka miała przeogromne szczęscie... Znalazła cudowny dom
http://forum.miau.pl/viewtopic.php?p=3539772#3539772
A w poniedziałek złapałam jej 'dziką' siostrę...
... która już nie jest dzika.
TŻ mówi 'nie załamuj mnie, proszę'.
Nie mogę wziać jej na tymczas.
Poza tym, mam chorego Ashleya...
Boję się najgorszego - nie mogę stresu fundować kotu potencjalnie smiertenie choremu. I swiadomie narażać dziczkę na kontakt z fipem.
No więc załamałam się kompletnie, bo akcja-sterylizacja przeradza się w akcję-desperację. W tempie kosmicznym oswaja się kolejna szesciomiesięczna kociczka. Dziś rano mruczała,
Gadułka, bo gada, miaukoli, nie chce być sama, chce być głaskana.
Pewnie, że zawsze można wypuścić na cmentarz...
Można jednak obfocić, prosić.
Pomóżcie. Chociażby pomysł jakiś podsuńcie.
Spadło mi na głowę za dużo, na raz...


A oto gadający problem.
Mruczała, gdy wzięłam ją na kolana.
A ja probowałam się nie rozpłakać...
Gadułka. Dlaczego? Bo gada, miaukoli, nie chce być sama, bezpiecznie się czuje głaskana. Wywija w górze podniesionymi stópkami










Co robić?


Naprawdę, nie wiem


[/b]