Ha. Ja nie narzekam na brak talonów tylko na organizację całego przedsięwzięcia
Zadzwoniłam do wydziału związanego ze środowiskiem. Tam mi powiedziano, że broń Boże, to nie oni i tak w ogóle, to żebym zadzwoniła do wydziału komunalnego.
No to ja dzwonię. Pytam miłego młodego (z głosu) człowieka o talony. Na to on, że on nic nie wie, że koleżanka, która się tym zajmowała, już nie pracuje i oni generalnie nic nie wiedzą. Ale szef jest i może jednak on coś wie. I dał mi szefa. (mnie już powoli na krześle podnosi) A szef na to, że on też nic nie wie, ale da mi telefon do pewnej pani, która chyba coś wie. I dał. No to ja wzięłam głęboki oddech i dzwonię. Po dwóch godzinach się dodzwoniłam (pani akurat na 10 przychodzi do pracy, a nie, jak cały urząd, na 8 ). Miła pani z lekkim oburzeniem w głosie oznajmiła mi, że ona się nigdy tym nie zajmowała i nic jej nie wiadomo, jakoby miała się tym zajmować i cokolwiek na temat talonów wiedzieć. Ale dała mi numer do zastępczyni pana szefa z uwagą, że ona coś może wiedzieć.
Wiedziała.

A jednak to prawda, że najciemniej pod latarnią. Zdziwiłby się jednak ten, kto pomyślał, że to już koniec przygód. Pani, owszem, o talonach pojęcie miała, ale nie była mi w stanie powiedzieć, czy jeszcze są i która lecznica nimi dysponuje (na 3 - 2 już wyczerpały limit). No to ja jej zaczęłam wymieniać wszystkie, istniejące w Legionowie. Przy jednej z nich pani się zachłysnęła i oznajmiła, że to ta. Kazała zadzwonić i zapytać się, czy ONI mają jeszcze talony

.
Zadzwoniłam. Pan weterynarz się ostro zdziwił i już się rozpędził odsyłać mnie do gminy. Ale ja, mądra, się nie dałam. Zapisałam Krecika vel Pyszczka na dzisiaj. Już jest po i zaraz będę dzwonić, bo na kastracji się nie skończy

.
A na moje pytanie, co obejmuje talon, zdziwiony pan weterynarz powiedział, że przecież zabieg kastracji/sterylizacji. I był zdziwiony, że gdzieś tam, w dalekim świecie zwanym szumnie stolicą, gmina wystawia talony na zabieg I leczenie...
Tyle moich przygód. Czas na zdjęcia bohatera akcji:
