Ojć, dziś dopiero teraz wróciłam od Lorda Frędzla, plany zmieniały się co chwilę. NIGDY nie pojadę już do IKEI w niedzielę po południu, choć może powinnam się przyzywczajać do miejsc silnie zagęszczonych. Koszmar.
No ale jak już po zostawieniu zakupów wsiadłam w autko i pojechałam do kota, to kot był tak miły i towarzyski, że już mi przeszła ludziofobia. Frędzel miski opróżnił, wołowinę zjadł przy mnie, mleko też wypił, pobawiliśmy się rozmontowanym i z trudem dającym się naprawic patykiem, potem Frędzel na chwilę, przebywając na rękach bawił się w wampira i zaplątał mi się łapami w rozpuszczone włosy i udziabał mnie w szyję, myślałam, że go nie wyplączę. Udzieliłam mu pogadanki, ilustrowanej przykładami, kto tu jest samicą Alfa i złagodniał. Potem już zachowywał się anielsko.
Jutro będzie też miał frędzlositting popołudniowy, bo jakąś straszną ilość spraw muszę załatwić.