» Pon wrz 29, 2008 21:02
Nie rozumiem tego, co stało się z Borysem, choć dzisiaj mam pewne podejrzenia. Pewności nigdy nie będę miała.
Przez kilka pierwszych dni karmiłam go na siłę, bo był zbyt przerażony. W końcu zaczął sam jeść i był już swobodniejszy. Po tygodniu w poniedziałek zauważyłam, że ma zdartą z nosa skórę tak jak zdarzało się już kilku kotom chorym na kaliciwiroze. Do środy dostawał antybiotyk i lakcid. Już wtedy mniej jadł, więc go dokarmiałam. W czwartek zaczął się ślinić i wymiotować. Dokarmianie nie wchodziło już w grę i pozostały kroplówki. Dzisiaj był już wrakiem i jedyne, co mogłam zarobić to skrócić jego cierpienie.
Być może Borys nie miał czasu, aby mi zaufać. Nie miał motywacji do życia. Wszystko wokoło było dla niego obce a do tego doszło cierpienie fizyczne. Bardzo żal mi Borysa, bo mógł mieć kochających ludzi. Na pewno na to zasługiwał.
<=klik