atrophy pisze:Tweety pisze:Co tym schronie robią!!!???
Strach pomyśleć, ale wygląda na to, że nic dobrego

Niezaprzeczalny jest fakt, że wszyscy obecni na tym forum kochają koty i robią co w ich mocy aby uratować jak najwięcej kocich istnień. Nawet nie jestem w stanie opisac jak jestem wdzięczna za umożliwienie Rudaskowi, Tosi, Pumie i innym koteczkom dochodzić do siebie w domowych pieleszach pod opieką troskliwego kochającego opiekuna. Nie mogę tylko zrozumieć faktu dlaczego niektórzy uważają krakowskie schronisko za największe zło na całym świecie. Rozumiem rozgoryczenie, żal z powodu niepotrzebnej śmierci, widzę konieczność zabrania do domów jak największej ilości kotów czy psów, jestem ZA całym sercem, rozumiem też fakt, że przy takim zagęszczeniu zwiarząt w schronisku uniknięcie chorób zakaźnych jest mało prawdopodobne, nawet przy najlepszej opiece i maksimum ostrożności. Ja to widzę prawie codziennie. nie, nie jestem pracownikiem schroniska ale staram sie pomagać jak tylko mogę. Dlatego takie zarzuty przedstawiające azyl i wszystkie osoby zajmujące się bezdomnymi zwierzakami jako morderczą instytucję, w której zostawia się chore koty i psy na pastwę losu, nie leczy, męczy i bóg wie co jeszcze, odbieram jako krzywdzące.
Jest oczywiste, że szanse na wyzdrowienie są nieporównywalnie większe ( chyba nawet bez porównania) kiedy kot/pies jest w swoim domu, czuje że do kogoś należy i że komuś na nim zależy. Ale przeciez każdy z nas dobrze o tym wie. Do schroniska trafiają też koty już w takim stanie wycieńczenia/po wypadkach że aż się chce wyć z bezsilności. I one są cały czas leczone, też chcemy je uratować! Niestety nie da się o 2 km oddzialić kociarni w której są koty chore na choroby zakaźne od pomieszczenia gdzie są koty zdrowe lub te, które dopiero co uporały się z chorobą, tak żeby zminimalizować ryzyko przeniesienia. Nie chodzi tutaj o 30-50 kotów, tylko o 250 (to sama ta liczba jest zabójcza a nie opieka). W sezonie letnim i jeszcze teraz - co jakiś czas przyniesione/podrzucone tekturowe pudło, wypełnione kłębiącymi się ciałkami z zaropiałymi oczkami. Jeśli ktoś chciałby wiedzieć co wtedy się "robi" z tymi kociątkami to zapraszam do schroniska, dodatkowe ręce do pomocy są na wagę złota. To też nie jest niestety luksusowy hotel dla zwierząt, tu też brutalna rzeczywistość daje o sobie znać; mało miejsca, pielegniarzy, środków itd., przerażające przepełnienie, ogromna liczba bezdomnych zwierząt, w tym także 600 psów w miejscu przewidzianym na maksymalnie 400. Czy ktoś spędził w schronisku więcej niż 4 godziny i widział jak wygląda tam praca, a właściwie orka, żeby to wszystko ogarnąć? Więc może należy sobie raczej pomagać a nie wskazywać jednego winnego.
Musiałam to po prostu napisać, może dlatego żebym nie musiala znowu walić głową w mur widząc komentarze takie jakie znalazły się kiedyś pod artykułem o schronisku typu "zbojkotujmy krakowskie schronisko" "trzeba omijać je z daleka" "już nigdy nie adoptujemy żadnego kota ani psa z azylu" "azyl zamknąć a osoby z nim związane - rozstrzelać jako oprawców"