Moim zdaniem ewidentnie ten wczorajszy wet miał rację - Misia miała przepełniony brzuszek. Wczoraj od popołudnia nic nie jadła, dzisiaj po troszeczku i brzuszek jej widocznie zmalał. Nie jest całkiem płaski, ale dużo bardziej miękki, napęcznienie zniknęło

. Cieszymy się z tego bardzo i mamy nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej. Z drugiej strony mam wyrzuty sumienia, że tak późno zaczęliśmy Misi porcjować jedzonko... Boję się, że może doszło już do jakiś nieodwracalnych zmian...
A porcjowanie jedzonka idzie nie najgorzej. Oczywiście Misia co jakiś czas węszy, szuka, pcha się do ludzkiego jedzenia (choć tak już było wcześniej). Biedna - gdy zacznę krzątać się po kuchni, zaczyna mi mruczeć pod nogami, bo myśli, że zaraz coś do jedzonka dostanie. Jednak łatwo ją czymś zająć, np. rzucić jej zabawkę. Ale jak już nakładam jej małą porcję, to miauczy i wspina mi się po nodze. Oczywiście wszystko co dostanie wyjada, miseczkę oblizuje bardzo bardzo dokładnie, po czym trochę poszuka, czy gdzieś nie ma więcej i da za wygraną

. A Majka na pewno odkąd jest Misia je mniej, zwłaszcza karmy mokrej, bo najczęściej zjadała jej porcję na raty i teraz jak jej podstawiam mokre pod nos, to na zawołanie nie chce najczęściej jeść. Od wczoraj je... w łazience (bo stojąc w przedpokoju można dobrze usłyszeć, czy jeszcze chrupie czy już nie), na razie chce tylko suche i w małych ilościach (znowu ten problem z jedzeniem na zawołanie, a sama się nie upomni). Misunia, jeśli się zorientuje, siedzi po drugiej stronie zamkniętych drzwi i wącha...