Dzieciarnia siedzi w klatce, wypuszczamy je tylko na godzinkę wieczorem przed karmieniem, żeby nie było problemu z zaganianiem z powrotem do klatki. Były już drugi raz odrobaczone - więcej obcych nie stwierdzono. Niestety u Johnny'ego cały czas utrzymuje się rozwolnienie, dzisiaj spróbujemy mu dać trochę Smecty, jak nie pomoże to podjedziemy do weta.
Wczoraj obcięliśmy towarzystwu pazurki, bo niechcący wystraszyłem Tora łapiąc go znienacka i mnie poharatał. Łaciate się dały bez problemu, Burasię-dzikusa łapałem w rękawicach, chwilę się szamotała, ale zrezygnowała i potem nawet trochę posiedziała u mnie na rękach

Robi postępy, ale malutkimi kroczkami. Do wydania się jeszcze nie nadaje. Jak się reszta ustabilizuje, to będę robił ogłoszenia i rozdawał.
Co do rezydenciaków: wcześniej wspominałem, że Fusik znowu trochę owrzodział, mimo jedzenia tylko hipoalergeników, więc pojechaliśmy do dr Nieradki na poliklinikę, żeby podrzuciła jakiś inny pomysł niż alergia. Rudy dostał (niestety) steryd, jeśli się nie poprawi, to mamy już receptę na psychotropik. Na razie jest nieźle - nie drapie się, nie widać nowych ognisk. Może obędzie się bez prozaków.
Dymuch zdrowy, ale wczoraj mnie rozbroił: jak niektórzy pamiętają, Czarnuch (vel Ciupakabra

) ogólnie nie lubi mężczyzn. Do mnie nigdy bezinteresownie nie przychodził, od obcych facetów w ogóle ucieka, do obcych kobiet podchodził bez zahamowań. Ale wczoraj przyszedł do mnie SAM na mizianki, GODZINKĘ PO OBIEDZIE

Kręcił ósemki, sam mi wciskał głowę pod dłoń do głaskania, udeptywał i mruczał. Chociaż Marta siedziała obok i tak normalnie to do niej by uderzył. Byłem w szoku i posłusznie głaskałem i miziałem dzikiego schroniskowca przez 15 minut. Potem się na mnie położył. Do teraz nie wiem co mu się stało
