Wykopywałam krzaczek róży dla Nelki,zagadał sąsiad.....chciałam jej posadzic...schyliłam głowe ,Malta znikneła.....
To co przeżyłam nie da sie ując słowami .....obiegłam wszystkie ulice ,wchodziłam sąsiadom po parkanie do ogrodów.....nie ma ,poprostu sie rozpłyneła...
poleciałam po Grześka ,on w jedna strone ulicy ja w drugą,zobaczyłam ja ,biedna malenką kruszynke po drugiej stronie ulicy ,miedzy torami a ulicą biegła przed siebie....mam ją ,jest w domu ,ja jeszcze wyje .jeszcze cała chodze .
Od jutra tylko smycz,Maltusia jest jak malenkie dziecko żyjące w swoim świecie .
Dzięki Bogu nic ją nie przejechało...żyje ,moja wina ,nigdy więcej nie wyjdzie bez smyczy ,nigdy.
jak ją zobaczyłam ,to uczucie....rżuciłam rower na ulicy i pędem do niej ,tak sie bałam że poleci gdzieś ,wystraszy sie....tuliłam i tuliłam....
czy taki będzie cały miesiąc
