Nowa seteczka, stara bajeczka - Kroniki skrzata Kleofasa

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie wrz 07, 2008 20:30

:lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon wrz 08, 2008 11:13

caty pisze:
MaryLux pisze:Nie ma bajusi :placz::placz::placz:


jest :)

Ale w sobotę nie było :placz:

I nareszcie rozumiem pytanie, skąd wziąć dereń :)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon wrz 08, 2008 18:54

Zanim dojdę do ładu z domem po remoncie i pracą, odczytywaniem moich hieroglifów bazgranych w podróży, to w bajusiach moga być małe przestoje...a potem to zmęczenie mnie dopada.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon wrz 08, 2008 20:13

- Więc to tak! – Zawołała z ogniem w oczach Pacynka. – Brak słuchu, kosmiczny tupet i na dodatek próbuje nabrać mnie na rodzinne sentymenty!
Urwała i spojrzała na buzujący w piecu ogień.
- Ale prawdę powiedziawszy nawet bym nie przypuszczała…- dodała nieco łagodniej.
Pomyślałem, że tak czy siak mandolina zadziałała i uśmiechnąłem się pojednawczo.
- Uczucia to sprawa bardzo delikatna – powiedziałem – i najtrudniej jest o nich mówić…szczególnie, gdy ktoś jest wrażliwy. A na takiego wygląda mi nasz komendant.
Pacynka westchnęła i spojrzała na zegar.
- Chyba powinnam wrócić do domu – powiedziała, a czarny, gruby kot wydał z siebie triumfujące mruknięcie.
- Myśli tylko o mojej poduszce – wyjaśniła, kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz. – I o misce. Mam wrażenie, że w ogóle go nie obchodzę.
Duży, gruby, czarny kot nagle przyspieszył i skierował się w stronę kamieniczki z rzeźbionymi drzwiami.
Zatrzymałem się tuż przed drzwiami i podałem Pacynce jej torebkę.
- Może należałoby dać mu szansę – powiedziałem spoglądając znacząco w stronę biura, gdzie paliło się malutkie światełko. Zaś przed drzwiami, na ziemi leżał jakiś nieduży przedmiot.
Pacynka powiewając szalem pobiegła w jego stronę.
- Mandolina – powiedziała triumfująco wręczając mi instrument.
- Proszę go zabrać – poradziłem. – Nocna rosa z pewnością jej zaszkodzi, a poza tym…
Kolczyki zadzwoniły pytająco.
- Po za tym – dokończyłem – na pewno wpadnie ją odebrać, jeśli się domyśli. Wtedy możecie porozmawiać o muzycznych gustach…lekcjach gry…wspólnym muzykowaniu.
- Pan musi być strasznie stary – wyrwało się Pacynce. – W dzisiejszych czasach…
- Owszem – zgodziłem się z dobrotliwym uśmiechem. – Może tak stary jak Złociejowo, a może jeszcze starszy…ale wiem jedno : ludzie od tamtych czasów nic a nic się nie zmienili…może tylko nauczyli się udawać, ale daję pani słowo, że w głębi serca pozostali tacy sami.
Pacynka przysiadła na schodach.
- Czasami wydaje mi się, że zna pan tutaj każdy kąt,…że naprawdę był pan tutaj od samego początku,…ale musiałby mieć pan jakieś dwieście lat – zachichotała niby mała dziewczynka.
- Dwieście lat to piękny wiek – odparłem. – Szczególnie, jeżeli ktoś nazywa się Wieczysty.
Roześmialiśmy się obydwoje tak głośno, że na szybie biura pojawił się cień komendanta.
- Na pewno już zajął moją poduszkę – jęknęła Pacynka, poderwała się ze schodów i stukając obcasikami pobiegła po wąskich, krętych schodach w górę.
Usłyszałem cichy brzęk strun, gdy oparła mandolinę o ścianę, aby otworzyć drzwi i głośne tupnięcie, po którym nastąpiła cisza.
Zatarłem z zadowoleniem ręce i udałem się w stronę biura, gdzie przy oknie stał zamydlony komendant.
- No i nic z tego – powiedział na mój widok. – W ogóle to już chyba koniec wszystkiego.
Usiadłem w służbowym fotelu i cierpliwie poczekałem, aż przedstawi mi wszystkie warianty swego zniknięcia z miasta, po czym chrząknąłem i powiedziałem:
- Zabrała mandolinę do domu, żeby nie zniszczyła jej nocna rosa…Rankiem będzie mógł pan ją odebrać…to zawsze okazja do miłej rozmowy.
Komendant nerwowo spojrzał na zegar.
Proste, surowe, czarne wskazówki pokazywału pierwszą.
- Powinien się pan przespać – zaproponowałem, ale komendant tylko zamachał rękoma.
- Nie zmrużyłbym oka – odparł.
- Może…partyjkę szachów? – Zapytałem spoglądając na drewniane pudełko.
Komendant zdmuchnął z blatu biurka drobinki cukru i zasiedliśmy do gry.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto wrz 09, 2008 8:19

:lol: Kleofas super-swatka :wink:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto wrz 09, 2008 10:42

madziaki pisze::lol: Kleofas super-swatka :wink:

A ja tyle lat żyłam w przekonaniu, że to stare kobiety są swatkami...

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto wrz 09, 2008 15:50

DZIĘKUJĘ CATY :1luvu: :1luvu: :1luvu:

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Czw wrz 11, 2008 18:39

Grę zakończyliśmy wczesnym rankiem, kiedy niebo nad miastem zaczęło z lekka różowieć. Komendant ziewnął szeroko, przetarł oczy i spojrzał na zegarek.
Zanim jednak zdołał cokolwiek powiedzieć, na rynek zajechał stary, rozklekotany autobus i zatrzymał się przed budynkiem ratusza.
Spojrzałem w okno.
- Grzybobranie – wyjaśnił komendant i ciężko wstał z krzesła.
W drzwiach hotelu zderzyłem się z niedużą rudowłosą dziewczynką.
- Na grzyby, na grzyby – zaśpiewała cieniutkim głosikiem.
W ślad za nią, nie zwracając najmniejszej uwagi na wczesną porę, tupiąc i pokrzykując, zbiegło po schodach dwu chłopców – jeden wyższy i grubszy, a drugi drobny, o twarzy przypominając pyszczek jakiegoś zwierzątka.
- Powodzenia! – Zawołałem w ślad za nimi.
Oczyma wyobraźni zobaczyłem las, zamszowe kapelusze prawdziwków wyzierające spod złocistych liści, żółte czapeczki kurek i lśniące głowy młodziutkich maślaków.
- Na kolację jajecznica z grzybami – zawyrokowała pani Małgorzata szeleszcząc białym, nakrochmalonym fartuchem.
Poczułem, jak zaburczało mi w brzuchu.
- Taka jestem szczęśliwa – pani Małgorzata krzątała się po jadalni zbierając puste talerze i strzepując okruszki z obrusów. – Proszę sobie wyobrazić hotel, który cały czas stoi pusty…
Ta ciszę…Teraz to coś innego.
„ Jak dla kogo” pomyślałem, ale z grzeczności pokiwałem głową.
Pani Małgorzata po raz kolejny spojrzała na moją czapkę i rękawiczki, pokręciła głową i znikła w kuchni.
Popijając gorącą kawę zbożową słuchałem jak rozmawia z kucharką.
Zza okna dobiegł warkot silnika i zapanowała cisza.
Zamknąłem drzwi pokoju na zasuwkę i otworzyłem okno. W szafie panował miły półmrok, a zza okna, od strony cukierni dochodził zapach drożdżówek i gorącej czekolady.. Usłyszałem skrzypnięcie ciężkich drzwi ratusza i na płycie rynku rozległy się pospieszne kroki. To burmistrz spieszył na poranną porcję kremówek.
Drzemałem do południa rozkoszując się błogą ciszą. Bez dzieci hotel wydawał się wielki i pusty, a rynek – wymarły. Usiadłszy w pobliżu szemrzącej cicho fontanny wypaliłem fajeczkę cały czas czując na plecach spojrzenie kogoś małego i szarego, kto ukrywał się w otaczającym park żywopłocie. Wstając z ławki delikatnie pociągnąłem koniuszek wystającego z trawy ogonka, a Miaulina wydała z siebie pełne oburzenia miauknięcie.
- Tak się dzieje, gdy ktoś ciekawy wystawia swój ogon z trawy – zawołałem i skierowałem się w stronę cukierni.
Panna Madzia widać obserwowała mnie od dłuższego czasu, bowiem gdy tylko wszedłem do środka na stoliku pojawiła się filiżanka czekolady i wspaniała, puszysta, suto posypana cukrem-pudrem kremówka.
Kiedy wyszedłem z cukierni ciągle jeszcze towarzyszył mi zapach świeżego ciasta i dopiero, kiedy znalazłem się na łące za miastem zastąpił go zapach dymu z ogniska.
Szybko wdrapałem się na rosnące na skraju łąki stare drzew, rozgarnąłem liście i spojrzałem przed siebie.
Pod lasem palił się niewielki ogień, a obok, na trawie siedział człowiek, którego spotkałem przy zagrodzie dla koni.
Od czasu do czasu dorzucał do ognia jakąś gałązkę i obracał trzymana na patyku kiełbasę, Nieopodal pasły się srebrne konie od czasu do czasu unosząc kształtne głowy a ich grzywy falowały wtedy delikatnie w podmuchu lekkiego wiatru.
Oparłem się o pień drzewa i przymknąłem oczy. Otworzyłem je, gdy spod lasu wiatr przyniósł ciche dźwięki harmonijki.
Mężczyzna grał prostą, nieskomplikowana melodyjkę w rytmie walca, takiego samego, jakie dawno temu wygrywały zachrypnięte pudła katarynek zatkniętych jedna, drewnianą nogą w pył pobocza wiejskiej drogi, lub w ubitą na kamień ziemię targowego placu…
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw wrz 11, 2008 19:49

Niestety dzisiaj dopiero odkryłam, :oops: pomału doczytuję :lol:
ObrazekObrazekObrazek
Gryzia z Kizią i Lilu Obrazek

Elwirka

 
Posty: 2038
Od: Sob lip 01, 2006 22:30
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt wrz 12, 2008 8:07

Etam niestety..większą ilość lepiej się czyta :)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt wrz 12, 2008 8:12

Caty :1luvu:
to prawda,wiekszą ilość lepiej sie czyta :)
Ale mi smaka narobiłaś tą kremówką i czekoladą 8O
mniammmmm
Pozdrawiam Cie i mocno ściskam :D

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Pt wrz 12, 2008 8:17

I ja nabrałam smaka na czekoladę... A teraz nie mogę :placz:

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt wrz 12, 2008 15:52

pychota :love:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob wrz 13, 2008 18:12

Wsłuchany w słodko-tęskną melodyjkę pomyślałem o Beacie. Jak dobrze byłoby, gdyby tych dwoje ludzi – bez wątpienia najbardziej samotnych na ziemi spotkałoby się pewnego dnia…ale było mało prawdopodobne, aby Beata zapuściła się razem z dziećmi w tą część okolicy, jak również mało prawdopodobne było, aby mężczyzna o śmiesznej twarzy udał się z własnej woli do miasta. Nie wiem skąd miałem tą pewność, ale wyglądał na kogoś, kto stroni od ludzi i znajduje przyjemność w życiu na odludziu…Beata również nie szukała towarzystwa, choć po serduszku, które nosiła na szyi domyśliłem się, że musiała odwiedzić dom Bajanny.
O ile sercowe sprawy komendanta i Pacynki wydawały mi się dziecinnie proste, o tyle w sprawie Beaty i nieznajomego potrzebne były czary lub jakiś zupełnie niespodziewany zbieg okoliczności.
Postanowiłem, że w razie czego udam się z prośbą do Leśnego, zszedłem z mego punktu obserwacyjnego i do połowy ukryty w wysokiej, żółknącej trawie poszedłem w stronę ścieżki prowadzącej ku miastu. Słońce chyliło się mocno ku zachodowi, cieniutkie nitki babiego lata wplątywały się w moja brodę i łaskotały w nos.
Z podległych pastwisk dolatywało zniecierpliwione porykiwanie krów, w powietrzu pachniało palona kartoflaną i znowu czułem się jak skrzacie młodzik udający się na wyprawę w nieznane.
Tak, zbyt długo tkwiłem w jednym miejscu, ale, z drugiej strony jakimś cudem udało mi się sprowadzić wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób byli mi bliscy w jedno miejsce – do mego ukochanego Złociejowa. Teraz tylko należało zrobić wszystko, aby ich tu zatrzymać,…co wcale nie wydawało mi się proste i łatwe.
Pogrążony w myślach wszedłem na rynek akurat w chwili, gdy przed ratuszem zatrzymał się nieco zakurzony autobus. W środku wrzało niby w ulu – dzieci przekrzykiwały się nawzajem, śmiały, a głównym tematem wydawały się być jakieś myszy.
Z otwartych drzwi wyskoczyła nieco napuszona szara kotka, a zaraz za nią duży, gruby, czarny kot. Kotka zmierzyła mnie badawczym spojrzeniem, uśmiechnęła się pod wąsem i w podskokach pobiegła w stronę parku.
- Było wyśmienicie – rzekła na mój widok Babcia Tekla.
W ręce trzymała nieduży koszyczek pełen jędrnych, młodziutkich prawdziwków.
- Po prostu jak marzenie – rzuciła Pacynka zza kobiałki pełnej kurek. Komendant straży miejskiej podniósł koniec wlokącego się za nią szala i pomaszerował niby paź w stronę kamieniczki z rzeźbionymi drzwiami.
Tymczasem dzieci ustawiwszy się w pary podziękowały chórem kierowcy autobusu i zasiewały
„ Sto lat” tak głośno, że aż poszło echo.
- Przepiękny dzień – powiedziała przechodząc obok mnie Beata. – Szkoda, że nie wybrał się pan z nami, panie Kleofasie.
- Miałem na głowie strasznie dużo ważnych rzeczy – odparłem i przyjrzałem się uważnie Beacie. – Chyba zgubiła pani swoje serduszko – powiedziałem, a Beata dotknęła dłonią szyi.
- Ach! – Wykrzyknęła i posmutniała.
Uścisnąłem jej drobną dłoń.
- Być może znajdzie je ktoś, kto na nie zasługuje – rzuciłem i pozostawiłem ją zarumieniona i zmieszaną na środku rynku.
-Proszę pani! – Zawołał jakiś chłopiec. – Bo my nie mamy kluczy!
Beata drgnęła.
- Idę, idę – zawołała i pobiegła w ślad za dziećmi.
A ja, czym prędzej pobiegłem przez pogrążony w zielonym półmroku park w stronę mego lasu.
Na trawach zdążyła osiąść już wieczorna rosa, ponad łąką zapaliły się pierwsze nieśmiałe, blade światełka gwiazd.
Przez ścieżkę, tuż obok mnie przekicał zając, a w głębi lasu zahukała sowa.
Las stał ciemny i poważny, mech pod nogami był miękki i sprężysty niby dywan, a ścieżka prowadziła mnie prosto na Polanę Zgromadzeń.
- Kto tu? – Szepnął stary, brodaty krasnal wychylając głowę spomiędzy paproci.
- Kleofas, skrzat domowy – odparłem.
Krasnal zadarł głowę w górę i cmoknął z powątpiewaniem.
- To na pewno ja – powiedziałem. – Żyję teraz wśród ludzi – dodałem.
- Za moich czasów – mruknął krasnal – skrzaty siedziały za piecem, tam, gdzie było ich miejsce.
Poprawił szpiczastą, przypominającą zwinięty liść czapkę i wygramolił się spomiędzy liści.
- Co cię sprowadza, jeśli wolno wiedzieć? – Zapytał siląc się na groźny ton.
- Szukam czegoś, co zginęło dzisiaj po południu – wyjaśniłem.- Małego, kryształowego serduszka.
- Serduszka…- powtórzył krasnal.
- Serduszka – powtórzyłem.
- Od kiedy to skrzaty noszą kryształowe serduszka? - Zakpił skrzat.
Zignorowałem pytanie.
- Dobrze, dobrze – burknął krasnal. – Mamy go poszukać, o to chodzi?
- Właśnie o to – przytaknąłem. – Macie go poszukać.
- PROSZĘ – dodał znacząco krasnal.
- PROSZĘ – powtórzyłem.
Krasnal kiwnął głową i znikł w mroku, a ja obszedłem polanę. Korciło mnie, aby lekko uderzyć w pień, ale pomyślałem, ze bez potrzeby nie powinienem wzywa Leśnego, toteż tylko pogładziłem spękaną, szorstką korę i zawróciłem w stronę łąki.
Teraz spowijała ją delikatna, zmieszana z dymem ognisk mgła. A ponad firanką mgły paliła się gwiazda migoczącym promieniem wskazując ścieżkę ku miastu.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob wrz 13, 2008 18:23

Kleofas swatką Obrazek Obrazek
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Hana, Silverblue i 64 gości