» Nie wrz 07, 2008 16:57
Ścieżką między zaroślami głogu szła podśpiewując beztrosko niby mała dziewczynka starsza pani o twarzy szmacianej lalki, zwana przez przyjaciółki Bajaną. W rękach niosła kilkanaście związanych sznurkiem łubianek i niedużych wiklinowych koszyczków, a obok niej truchtało rude kocisko.
- Dzień dobry panie Kleofasie – powiedziała wypatrzywszy mnie między drzewami.
Zdjęła z czoła nitki babiego lata i uśmiechnęła się promiennie.
- Pomogę pani – zaofiarowałem się i wziąłem cześć koszyków.
- To wszystko na grzyby – rzekła. – Ten i ów wymagają naprawy, ale to okazja do miłego spotkania…
Rude kocisko otarło się o moje nogi i skręciliśmy w niedużą uliczkę, której nazwę zasłaniało dzikie wino.
- Ulica Dobrych Czarów – poinformowała mnie mała dziewczynka ściskająca pluszowego kotka
- I zapewne nią jest – powiedziałem i wszedłem do ogrodu Bajanny.
Ogród ten poznałem dawno temu, kiedy w malutkim domku rządziła niepodzielnie stara Bajowa, ale od tamtego czasu drzewa zdążyły się zestarzeć i nieco przygarbić, łodygi winorośli wspinającej się nad balkonik tworząc nad nim zielony dach zdrewniały, pnące róże sięgnęły dachu wspinając się po miedzianej rynnie, a malina i ostrężyny rozrosły się w ogromny gąszcz.
W ogrodzie pachniało sfermentowanymi jabłkami i gruszkami, a między trawami brzęczały latające nisko osy.
Bajanna rzuciła koszyki na ziemię i rozprostowała ręce.
Słońce chyliło się ku zachodowi, zachodowi głębi ogrodu świerszcze rozpoczęły popołudniowy koncert.
- Powinien pan zostać – powiedziała Bajanna – i posłuchać naszych opowieści…
- Które zawsze zaczynają się od słów „ na długie zimowe wieczory ”- zażartowałem.
- Bo też i wieczory przy piecu opowieściom sprzyjają – odparła. – Powiadają, że spędzi pan z nami zimę…
Pokiwałem głową i usiadłem na ławie. Promienie słońca wpadające do kuchni oświetlały ciepło bielone ściany i migotały na pękatym brzuszku czajnika.
Z przyjemnością wypiłem szklankę ziołowej herbaty dosładzając ją sobie miodem i ani się spostrzegłem, jak w izbie zaległ błękitnawy zmrok.
Skrzypnęła furtka i do ogrodu weszła Babcia Tekla w towarzystwie nieodłącznej Miauliny.
Kotka rzuciła mi kwaśne spojrzenie, po czym wylewnie przywitała się z rudym kociskiem.
Na stole pojawiły się domowe kruche ciasteczka i konfitura z dzikiej róży, Bajanna zapaliła naftową lampę i rozpaliła słaby ogień kuchennym piecu.
Wiązaliśmy koszyczki grubym szpagatem, wzmacniając pałąki konopnym sznurem, gdy nagle furtka ogrodu otworzyła się ze skrzypem i na ganek wbiegła Pacynka. Rzuciła na ziemię dużą podróżną torbę i prychnęła jak rozwścieczona kotka.
- A to co znowu? – Zdziwiła się Babcia Tekla.
Pacynka zatupała nogami i z pasją kopnęła torbę.
Duży, gruby czarny kot cicho zachichotał i niby cień wsunął się do kuchni.
- To przekracza wszelkie granice! – Zawołała Pacynka. – Moje nerwy są w strzępach, a życie – tu dramatycznie zawiesiła głos – legło w ruinie.
Bajanna poderwała się od stołu, a Babcia Tekla wyjęła z kredensu niedużą buteleczkę.
- Przede wszystkim uspokój się – poradziła i nakapała kilkanaście kropli na łyżeczkę cukru.
Pacynka spojrzała podejrzliwie na buteleczkę.
- Nerwosol – wyjaśniła Bajanna.
Pacynka skinęła głową i posłusznie zażyła lekarstwo.
- Jak tu cudownie cicho – westchnęła i opadła na krzesło.
Babcia Tekla pokiwała głową.
- Może powiesz nam, co się stało? - Zapytała z troską w głosie.
Pacynka potrząsnęła kolczykami.
- Wyobraźcie sobie, że ten wariat…
- Komendant? – Zapytała milcząca dotąd Kociama.
- Właśnie. Że ten wariat kupił mandolinę.
- To jeszcze nie jest przestępstwem – wtrąciłem przekornie.
- Jeżeli prześladowanie kogoś nie jest przestępstwem – Pacynka rzuciła mi wściekłe spojrzenie – to ja już zupełnie nie wiem, co przestępstwem jest.
- Każdy może kupić mandolinę – bąknąłem.
- Każdy. – Włosy Pacynki zjeżyły się niby kocia sierść. – Ale mało kto przychodzi pod cudze okno i wydziera się niby kocur w marcu.
- WYPRASZAM SOBIE – dobiegło z okiennego parapetu.
- Przepraszam – Pacynka spojrzała w stronę okna.
- W porządku – dobiegło zza firanki.
- No więc mało kto wydziera się pod cudzym oknem…to znaczy pod MOIM oknem.
- Kochanie – westchnęła Kociama – to takie romantyczne…
- Właśnie – dodałem czując, jak zaczynam się czerwienić.
- On ab-so-lut-nie nie ma słuchu – rzuciła Pacynka. – Ani głosu. A w dodatku jest komendantem straży miejskiej i nie mogę zgłosić do straży miejskiej, że ktoś zakłóca mi spokój.
- Więc …? – Bajanna uniosła w górę brwi.
- Spakowałam się, wyszłam tylnymi drzwiami…i mam zamiar tu zamieszkać. Przynamniej do chwili, gdy zachrypnie – rzekła Pacynka.
Uniosła w górę rękę i zmarszczyła brwi.
- O, aż tutaj słychać – mruknęła z dezaprobatą.
- „ Miła moja…twe kolczyki…czynią w sercu…zamęt dziki…” – dobiegło z oddali.
Bajanna i Babcia Tekla zaniosły się niepohamowanym śmiechem.
- Wybacz, kochanie – rzekła Babcia Tekla ocierając oczy, – ale przypomina mi to historie twojej babci…
Wsłuchałem się w opowieść o Melchiorze, mandolinie i nocnych serenadach, koty mruczały na oknie, cykał ścienny zegar, a drwa w piecu lekko trzeszczały jak gdyby do wtóru słowom Babci Tekli.
Bajanna ustawiła na stole karafkę z dereniówką, płomień lampy delikatnie kołysał się w podmuchu wpadającego z ogrodu lekkiego wiatru, a nad ogrodem płonęła ogromna, złota gwiazda.

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!