Nowa seteczka, stara bajeczka - Kroniki skrzata Kleofasa

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro wrz 03, 2008 11:28

madziaki pisze:Ciekawe, jakie zyczenie miał Kleofas :?:

Żeby nad Złąwsią zaświeciły gwiazdy i żeby stała się Dobrąwsią...

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro wrz 03, 2008 15:40

Kiedy spalismy w skalistym wąwozie na Transfogarskiej naliczyliśmy az siedem meteorytów. Ostatni był ogromny - przeleciał z zachodu na wschód, powoli, dostojnie, zostawiając za soba szeroką smugę...TO było naprawdę piekne.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw wrz 04, 2008 10:25

A bajusiaaaaaa?
Inka zawiedziona

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw wrz 04, 2008 20:00

Zszedłem ku miastu zboczem wzgórza, na którym zdążyły już pożółknąć wysokie trawy. Puszyste głowy ostów świeciły niby gwiazdy, a z polnych kwiatów zdążyły już wysypać się nasiona.
Od strony lasu nocny wiatr przyniósł ciche rżenie koni.
Bryła dworu połyskiwała bielą ścian, otulona delikatną poświatą księżycowego światła, a konary starych dębów poważnie czerniały na tle nieba, które zaczynało delikatnie jaśnieć.
Brama zaskrzypiał głośno, a kamyki zaszeleściły pod moimi stopami.
- Czekam – wyszeptał dom.
Pogładziłem dębowe drzwi, a drewno wydało mi się ciepłe niby skóra jakiegoś zwierzęcia. Zalśniła miedziana klamka.
- Doczekasz się – powiedziałem i pomyślałem o spadającej gwieździe.
Oczyma wyobraźni zobaczyłem dom pełen zycia, usłyszałem śmiech i tupot nóg.
Podłoga zaskrzypiała z aprobatą, a okna błysnęły niby oczy.
Przekręciłem w zamku ciężki klucz i wszedłem do kuchni. Leżące przy piecu polana pachniały jeszcze żywicą, a pomiędzy nimi chrobotał zabłąkany kornik.
Usiadłem na dębowej ławie i zapadłem w krótką drzemkę. Obudziły mnie ptaki. W konarach drzew dźwięczał cały ptasi koncert, chwalący słoneczny ranek, błękitne niebo i czerwieniejące wśród zieleni korale jarzębiny.
Wyszedłem na zewnątrz. Na rozpiętych między sztywnymi trawami pajęczynach połyskiwały krople rosy, rosa srebrzyła się na liściach ziół, a wiatr unosił cieniutkie nitki babiego lata.
Dalej miasto budziło się ze snu.
Podśpiewując z radości ruszyłem w stronę rynku. Spomiędzy drzew sterczała ku niebu wieżyczka ratusza, a miejski zegar poważnie wydzwonił siódmą.
Na skraju miasta wyminąłem dwu staruszków w czapeczkach z napisem Straż Miejska i służbowego psa, który biegł za nimi w podskokach trzymając w zębach sporej wielkości patyk.
Patrol Do Zadań Specjalnych pozdrowił mnie w przelocie, po czym cała trójka znikła w jednej z wąskich uliczek i tylko przez chwilę słychać było jeszcze stukot psich pazurów. Uśmiechnąłem się do komendanta, który wynurzył się z parku trzymając w rękach bukiet złocistych traw.. Z kieszeni wystawał mu sznur jarzębinowych korali, zaś sam komendant spoglądał nieco nieobecnym wzrokiem w stronę kamieniczki z rzeźbionymi drzwiami.
- Mandolina – powiedziałem odruchowo.
- Co pan powiedział? - Komendant zatrzymał się w pół kroku.
- Że w takich przypadkach dość skuteczna jest mandolina – wyjaśniłem.
Komendant podrapał się w głowę.
- Psiakość – mruknął. – Nie mam za grosz słuchu…
- Nic nie szkodzi – odparłem. – To nawet może pomóc…
- Tak pan myśli? - Niebieskie oczy komendanta zabłysły z nadzieją.
- Nie myślę. Jestem pewien – odrzekłem, a komendant uścisnął mnie serdecznie.
Okno kamieniczki z rzeźbionymi drzwiami uchyliło się i po chwili na balustradzie balkonu pojawił się duży, gruby, czarny kot.
Dość zwinnie zsunął się na dół po zdrewniałej łodydze dzikiego wina i potruchtał w stronę cukierni, gdzie urzędował już burmistrz.
Wesoło pomachałem mu ręką, a burmistrz konspiracyjnie wskazał na malutką paczuszkę leżącą na stole.
W hotelu powitała mnie pani Małgorzata i zapach rosołu, od którego az zaburczało mi w brzuchu.
Po drewnianych schodach zbiegała grupa dzieci popychając się i krzycząc, a za nimi szła wychowawczyni. Na kryształowym serduszku, które miała na szyi połyskiwały drobiny światła.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt wrz 05, 2008 6:42

ja chyba wiem, dlaczego brak słuchu może pomóc komendantowi :lol: :smiech3:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Pt wrz 05, 2008 6:58

ja też :lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt wrz 05, 2008 11:40

Ja też...
Chciałabym zobaczyć minę Pani Wychowawczyni, kiedy sobie przypomni, że ma na imię Beata i że ma obowiązek być szczęśliwa...

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt wrz 05, 2008 19:28

Dwu staruszków w służbowych czapkach obrzuciło gromadę dzieciaków surowym spojrzeniem.
- Dzisiaj my pilnujemy porządku – powiedział pierwszy stukając kościstym palcem w czarno oprawiony notes.
Drugi zaśmiał się złowieszczo i zasalutował w stronę zaparkowanego przed biurem straży miejskiej samochodu.
Komendant w cywilnym ubraniu wyglądał trochę dziwnie, tym bardziej, że na jego twarzy malował się wyraz determinacji.
Ze współczuciem spojrzałem w stronę kamieniczki z rzeźbionymi drzwiami, której mieszkanka najwyraźniej jeszcze spała.
- Życzymy miłego dnia – zawołała Brygada Do Zadań Specjalnych i samochód ruszył z miejsca.
- Może partyjkę szachów? – Zaproponowałem, a dwu staruszków az zatarło ręce z uciechy.
- Na niego trzeba mieć oko – rzekł pierwszy, gdy drugi udał się po pudełko z szachami. – Zawsze oszukuje.
Zaś, gdy pierwszy począł rozstawiać na szachownicy figury, drugi poinformował mnie, iż pierwszy zwykł niepostrzeżenie przesuwać wieżę w pożądanym kierunku…
Usiedliśmy do gry przy kamiennym stoliku w środku parku, skąd spomiędzy rzadko rosnących drzew widać było cały rynek.
Aby sprawić radość moim przeciwnikom pozwoliłem ograć się każdemu z nich po kolei i koło południa powróciłem do hotelu. Bez dzieci, które, jak co dnia udały się na długi spacer po okolicy w hotelu było cicho i pusto.
Zjadłem przygotowany dla mnie obiad i udałem się do swego pokoju na krótką drzemkę.
Nie pospałem jednak długo, bowiem do pokoju wdarły się podniecone głosy.
Uniosłem głowę.
- Na grzyby, na grzyby – śpiewał ktoś głośno cienkim, piskliwym głosem.
- Muchomorów nazbieramy i na obiad je podamy – wrzasnął ktoś inny, a reszta wybuchnęła głośnym śmiechem.
Nad całym zgiełkiem górował donośny głos pani Małgorzaty zwołującej na obiad i zapewniającej, że tym razem na pewno nie będzie ani muchomorów ani innego paskudztwa.
Niepostrzeżenie zszedłem na dół i z prawdziwa przyjemnością zagłębiłem się w zielone zarośla parku, gdzie prócz ćwierkania wróbli panowała cudowna cisza.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob wrz 06, 2008 4:43

Caty Kochana :1luvu:
nareszcie doczytałam :D
Witam,dziekuję i całuję Cię mocno

Kociama

Avatar użytkownika
 
Posty: 23507
Od: Czw gru 07, 2006 18:34
Lokalizacja: Beskidy

Post » Sob wrz 06, 2008 15:03

Miiiiiiiiiiiaaaaaaauuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob wrz 06, 2008 17:59

:lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie wrz 07, 2008 14:33

Nie ma bajusi :placz::placz::placz:

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie wrz 07, 2008 16:57

Ścieżką między zaroślami głogu szła podśpiewując beztrosko niby mała dziewczynka starsza pani o twarzy szmacianej lalki, zwana przez przyjaciółki Bajaną. W rękach niosła kilkanaście związanych sznurkiem łubianek i niedużych wiklinowych koszyczków, a obok niej truchtało rude kocisko.
- Dzień dobry panie Kleofasie – powiedziała wypatrzywszy mnie między drzewami.
Zdjęła z czoła nitki babiego lata i uśmiechnęła się promiennie.
- Pomogę pani – zaofiarowałem się i wziąłem cześć koszyków.
- To wszystko na grzyby – rzekła. – Ten i ów wymagają naprawy, ale to okazja do miłego spotkania…
Rude kocisko otarło się o moje nogi i skręciliśmy w niedużą uliczkę, której nazwę zasłaniało dzikie wino.
- Ulica Dobrych Czarów – poinformowała mnie mała dziewczynka ściskająca pluszowego kotka
- I zapewne nią jest – powiedziałem i wszedłem do ogrodu Bajanny.
Ogród ten poznałem dawno temu, kiedy w malutkim domku rządziła niepodzielnie stara Bajowa, ale od tamtego czasu drzewa zdążyły się zestarzeć i nieco przygarbić, łodygi winorośli wspinającej się nad balkonik tworząc nad nim zielony dach zdrewniały, pnące róże sięgnęły dachu wspinając się po miedzianej rynnie, a malina i ostrężyny rozrosły się w ogromny gąszcz.
W ogrodzie pachniało sfermentowanymi jabłkami i gruszkami, a między trawami brzęczały latające nisko osy.
Bajanna rzuciła koszyki na ziemię i rozprostowała ręce.
Słońce chyliło się ku zachodowi, zachodowi głębi ogrodu świerszcze rozpoczęły popołudniowy koncert.
- Powinien pan zostać – powiedziała Bajanna – i posłuchać naszych opowieści…
- Które zawsze zaczynają się od słów „ na długie zimowe wieczory ”- zażartowałem.
- Bo też i wieczory przy piecu opowieściom sprzyjają – odparła. – Powiadają, że spędzi pan z nami zimę…
Pokiwałem głową i usiadłem na ławie. Promienie słońca wpadające do kuchni oświetlały ciepło bielone ściany i migotały na pękatym brzuszku czajnika.
Z przyjemnością wypiłem szklankę ziołowej herbaty dosładzając ją sobie miodem i ani się spostrzegłem, jak w izbie zaległ błękitnawy zmrok.
Skrzypnęła furtka i do ogrodu weszła Babcia Tekla w towarzystwie nieodłącznej Miauliny.
Kotka rzuciła mi kwaśne spojrzenie, po czym wylewnie przywitała się z rudym kociskiem.
Na stole pojawiły się domowe kruche ciasteczka i konfitura z dzikiej róży, Bajanna zapaliła naftową lampę i rozpaliła słaby ogień kuchennym piecu.
Wiązaliśmy koszyczki grubym szpagatem, wzmacniając pałąki konopnym sznurem, gdy nagle furtka ogrodu otworzyła się ze skrzypem i na ganek wbiegła Pacynka. Rzuciła na ziemię dużą podróżną torbę i prychnęła jak rozwścieczona kotka.
- A to co znowu? – Zdziwiła się Babcia Tekla.
Pacynka zatupała nogami i z pasją kopnęła torbę.
Duży, gruby czarny kot cicho zachichotał i niby cień wsunął się do kuchni.
- To przekracza wszelkie granice! – Zawołała Pacynka. – Moje nerwy są w strzępach, a życie – tu dramatycznie zawiesiła głos – legło w ruinie.
Bajanna poderwała się od stołu, a Babcia Tekla wyjęła z kredensu niedużą buteleczkę.
- Przede wszystkim uspokój się – poradziła i nakapała kilkanaście kropli na łyżeczkę cukru.
Pacynka spojrzała podejrzliwie na buteleczkę.
- Nerwosol – wyjaśniła Bajanna.
Pacynka skinęła głową i posłusznie zażyła lekarstwo.
- Jak tu cudownie cicho – westchnęła i opadła na krzesło.
Babcia Tekla pokiwała głową.
- Może powiesz nam, co się stało? - Zapytała z troską w głosie.
Pacynka potrząsnęła kolczykami.
- Wyobraźcie sobie, że ten wariat…
- Komendant? – Zapytała milcząca dotąd Kociama.
- Właśnie. Że ten wariat kupił mandolinę.
- To jeszcze nie jest przestępstwem – wtrąciłem przekornie.
- Jeżeli prześladowanie kogoś nie jest przestępstwem – Pacynka rzuciła mi wściekłe spojrzenie – to ja już zupełnie nie wiem, co przestępstwem jest.
- Każdy może kupić mandolinę – bąknąłem.
- Każdy. – Włosy Pacynki zjeżyły się niby kocia sierść. – Ale mało kto przychodzi pod cudze okno i wydziera się niby kocur w marcu.
- WYPRASZAM SOBIE – dobiegło z okiennego parapetu.
- Przepraszam – Pacynka spojrzała w stronę okna.
- W porządku – dobiegło zza firanki.
- No więc mało kto wydziera się pod cudzym oknem…to znaczy pod MOIM oknem.
- Kochanie – westchnęła Kociama – to takie romantyczne…
- Właśnie – dodałem czując, jak zaczynam się czerwienić.
- On ab-so-lut-nie nie ma słuchu – rzuciła Pacynka. – Ani głosu. A w dodatku jest komendantem straży miejskiej i nie mogę zgłosić do straży miejskiej, że ktoś zakłóca mi spokój.
- Więc …? – Bajanna uniosła w górę brwi.
- Spakowałam się, wyszłam tylnymi drzwiami…i mam zamiar tu zamieszkać. Przynamniej do chwili, gdy zachrypnie – rzekła Pacynka.
Uniosła w górę rękę i zmarszczyła brwi.
- O, aż tutaj słychać – mruknęła z dezaprobatą.
- „ Miła moja…twe kolczyki…czynią w sercu…zamęt dziki…” – dobiegło z oddali.
Bajanna i Babcia Tekla zaniosły się niepohamowanym śmiechem.
- Wybacz, kochanie – rzekła Babcia Tekla ocierając oczy, – ale przypomina mi to historie twojej babci…
Wsłuchałem się w opowieść o Melchiorze, mandolinie i nocnych serenadach, koty mruczały na oknie, cykał ścienny zegar, a drwa w piecu lekko trzeszczały jak gdyby do wtóru słowom Babci Tekli.
Bajanna ustawiła na stole karafkę z dereniówką, płomień lampy delikatnie kołysał się w podmuchu wpadającego z ogrodu lekkiego wiatru, a nad ogrodem płonęła ogromna, złota gwiazda.
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie wrz 07, 2008 16:58

MaryLux pisze:Nie ma bajusi :placz::placz::placz:


jest :)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie wrz 07, 2008 17:10

dziękuję caty, Twoja bajusia osuszyła trochę moje łzy
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: wiolpie i 58 gości