Na obrzeżach mego osiedla jest niewielka knajpa-mordownia o wdzięcznej nazwie "Gospoda Bronowicka".
Dochód swój zawdzięcza panom w wieku 30-60 lat o dość zmęczonym wyglądzie...
Przy Knajpie B. okociła się kotka. Nie teraz. Jakieś 4 miesiące temu.
Jako ze nie uczęszczam tamtędy ( bo i po co) nic o rzeczonej kocicy nie wiedziałam.
Dziś uświadomiono mnie bolesnie telefonem, ze kotka tam własnie rezyduje, ma dwójkę małych a sama jest w wysokiej ciąży...
POjechałam najszybciej jak się dało. Była godzina 20.45.
Weszłam z duszą na ramieniu bo towarzystwo wyglądało na takie co to ma odsiedziane po kilka wyroków.
Pierwszego z brzegu pijaczka zagadnełam o właściciela interesu i czym prędzej uciekłam na dwor.
A tu- surprise!- z boku, pod ścianą, bateria misek i miseczek, z suchym, z puszką, z wodą, z mięskiem...przy miskach mamusia i jedno małe...
Kocica - bardzo pękata
Na szczęscie dała się wziać na ręce i zapakowac do transporterka.
Potem nadszedł właściciel knajpy oraz dwóch gości żywo zainteresowanych niecodziennym widowiskiem.
Okazało się, ze pan jest miłośnikiem zwierząt, ma psa ze schroniska w Krzesimowie a jedzenie dla kotów kupuje w sklepie vis a vis knajpki .
Nastawiłam klatkę-łapkę z animondą i obserwując z daleka koice przymiarki, rozpoczełam konwersację z mocno znietrzeźwionymi bywalcami lokalu...
Jeden z pijaczków z prawdziwym wzruszeniem opowiedział mi jak to odchował swojego psa od noworodka, znalezionego w pudle na jezdni...
Drugi próbował włączyc się do rozmowy ale wychodziło mu jedynie "bzmrmdbsss" na co ja przytakiwałam i obu mówiłam, że mają taaakie dobre serca i na pewno czeka na nich nagroda w niebie
Koty, najedzone wczesniej po uszy, poszły myc się w pobliskie krzaki a ja po 40 minutach czekania dałam za wygraną, kazałam szefowi zabrać miski z jedzeniem i obiecałam pojawić się jutro rano gdy koty przychodza na śniadanie...
Panowie wionący browarem pożegnali mnie szarmacko kłaniając się w pas
Cóż... kotów moze i nie złapałam ale za to jakich mam teraz znajomych!
