REFLEKSJE WEEKENDOWE ZNAD ODKURZACZA I ŚCIERKI:
Pedantyczna strona mojej natury (jest taka!) stara się wciąż mieć coś do powiedzenia w tym domu i kontrolować jakoś to szaleństwo. Tępi więc piętrzące się góry papierzysk, stara się nie dopuszczać do powstawania zaległości naczyniowo-zmywalniczych, nie pozwala na zaleganie ubrań gdzie popadnie. Krzywym okiem patrzy na zrujnowaną tapicerkę na sofie (a taka śliczna była, wzorek w różyczki...), oraz tępi z całą bezwzględnością złogi kocich kłaków i chrzęszczący pod stopami żwirek marki Benek.
Pedantyczna strona mojej osobowości ma wciąż przed oczami obraz zadbanego domostwa, gdzie każdy przedmiot ma swoje stałe miejsce, gdzie ład i pięknie urządzone wnętrza cieszą oko, a każdy pył czy ślad buta jest natychmiast usuwany stosownym narzędziem.
Nawet jednak owa pedantyczna strona dopuszcza w tym swoim rozkosznym wyobrażeniu widok milusiego kotka śpiącego na kanapie, jako element przydający całemu wnętrzu przytulności i domowego ciepełka. I ta oto słabość, ta rysa na bezwzględnej niezłomności stawia pedantyczną stronę mej natury na z góry przegranej pozycji. Bo pedantyczna strona wie, że wraz z milusim kotkiem pojawiają się ślady łapek na świeżo umytej podłodze, żwirek Benek i znienawidzone kłaki.
Są jednak chwile, kiedy pedantyczna strona dokonuje większego zrywu i dyscyplinuje całą resztę. Tak jak w minionym tygodniu, kiedy przez jedną noc nocowały u mnie dwie kuzynki (w tym jedna z chłopakiem). Dawało to trzy dodatkowe żywe istoty w chwilowo - powiedziałabym "przeludnionym", ale nie jest to precyzyjne określenie - wypełnionym po brzegi małym metrażu.
Spało więc na 35 metrach osiem istot żywych, w tym cztery ogoniaste, dla których pora nocna jest porą największej aktywności.
Mimo wszystko, pedantyczna strona mojej osoby włączyła do akcji imperatyw dobrej gospodyni. Mimo wszystko postanowiłam udowodnić kuzynostwu, że przy chwilowym kotostanie 4 da się żyć normalnie (oficjalny kotostan wynosi przecież 2).
Udało się średnio, bo mimo wypucowania przeze mnie co było do wypucowania, nie dało się nie zauważyć pewnego zagęszczenia kotów. Wspomniana została więc (w żartach he, he) pewna popularna niegdyś wokalistka. Mam mianowicie uważać, bo będę jak ona. I nie chodziło tu chyba o jej wydatny biust tudzież długie blond loki.
Mnie jednak utkwiło w pamięci jedno pytanie:
- Aniu, po co ci "Manusan - płyn do chirurgicznego i higienicznego mycia rąk?"
- No wiesz, przydaje się czasem po brudnej robocie, jak podczas ostatniego sprzątania po zalaniu.
Hmmm, moja odpowiedź była tylko częściowo prawdziwa.
Bo nie bardzo mogłam udzielić wyczerpującej:
"Wiesz, kochana, płyn ten pojawił się u mnie w domu wraz z chorym na grzybicę Kminkiem. Akurat w pokoiku, gdzie będziecie spali mam czasem izolatkę dla grzybnych kociąt."
Oczywiście ja wiem, i Wy wiecie, że nie taki grzyb straszny, jak go malują - ale mimo wszystko zachowam tę wypowiedź na sytuację, w której będę się chciała kuzynów pozbyć w trybie pilnym
To zdarzenie jednak przypomina mi, że nie jestem zupełnie normalnym gospodarstwem domowym.
Nasuwają mi się bowiem czasem na myśl pytania, które w NORMALNYM domu nigdy nie padną:
"Jak usunąć z tapicerki plamę po szamponie przeciwgrzybicznym, w którym kąpałam kota (nie, nie kąpałam na kanapie, ale tak kocię uciekło ... i obciekło)?"
Jakby ktoś wiedział - niech da znać
