Dzisiejszy dzień dopiero się zaczął a ja chciałabym, żeby już się skończył..
Remont trwa... teoretycznie powinien zbliżać się ku końcowi.
Rano miał być montowany parapet - wczoraj nie zdążyłyśmy go odebrać.. bo były korki i nam się nasz włoski grat zagotował
Dziś rano przyszli więc panowie fugować płytki. My z mamą pojechałyśmy odebrać parapet. Wyraźnie panom mówiłam: proszę nie otwierać okna (w kuchni już nie ma drzwi, bo trzeba je przypiłować pod płytki).
Pojechałyśmy po parapet. Pięknie się zmieścił do włoskiego grata..
Wracamy: widzę, że panowie otworzyli okno.. wkurw lekki mnie złapał
Wyjmujemy parapet z samochodu. Ciężki był cholernik strasznie.. Gdy wchodziłyśmy do bloku wyślizgnął mi się z ręki, uderzył o schody i posypał się w drobny mak
Super, kolejny tydzień bez malowania..
Wchodzimy do mieszkania: okno zamknięte.. Sprytni bardzo Ci panowie..
Ale nie ma Jeża..
łażę, kiciam, szukam, wołam.. nie ma..
Panowie twierdzą, że do okna się nie zbliżał. Na klatkę ponoć też nie wychodzili..
Ja oczywiście już cała spłakana, bo trochę za dużo nerwów jak na jeden poranek.. zakładam buty żeby połazić po bloku i kota szukać.. pukanie...
sąsiad z 5 piętra przyniósł Jeża do domu..
"Leżał u mnie na 5 piętrze"...
Poszedł drugi raz pod mieszkanie tych samych sąsiadów.
O mało nie zeszłam dziś na zawał..