» Wto sie 26, 2008 3:05
Filemona dostalam piec lat temu od moich sasiadek, ktore musialy sie wyprowadzic. Nigdy nie bylo z nim zadnych problemow, zawsze zalatwial swoje potrzeby do kuwetki i generalnie bardzo dbal o czystosc.
Weterynarza odwiedzalismy raz na rok do szczepienia. Nastepnie moj kocur uciekal z domu, na poczatku na 3 dni, potem nawet 5. Szukalam go po wszystkich schroniskach, podworkach, rowach....Wet mi powiedzial, ze musze go wykastrowac, bo moje problemy nigdy sie nie skoncza. Plakalam, kiedy zostawilam go na zabieg, ale jesli mialo mu to pomoc, to zacisnelam zeby. Po kilku miesiacach uspokoil sie, juz nie krzyczal po nocach, nie nawolywal swoich "dziewczyn". Po roku przytyl prawie 2 kg. Kiedy w styczniu pojechalismy do veta na szczepienia, powiedzial nam, ze on musi schudnac, bo grozi mu cukrzyca. Przestraszylam sie, bo moja babcia chorowala na to schorzenie i wiem, ze jest straszne. Nie bardzo nam to wychodzilo, bo Filemon budzil mnie po nocach, skakal nam na nogi, albo miauczal przerazliwie. Wiosna zuwazylam, ze pije duzo wody, ale goraco bylo, wiec tak nie mialam pewnosci czy to moga byc jakies objawy.
Zadzwonilam do przyjaciolki, a ona mnie jeszcze uspokoila, ze jej koty tez tyle pija, wiec nie ma powodu do niepokoju. Pomyslalam sobie, ze chyba lepiej bedzie, jesli rozpoczne diete. Znacznie ograniczylam mu jedzenie i schudl jakis kilogram. Cieszylam sie, ze swobonie wskakuje sobie na komody, parapety, itp. Z tym pragnieniem, to tez jakby mniejsze sie stalo. Pewnego wieczoru Filemon zaczal kaszlec, jakby cos przeszkadzalo mu w gardle. Krecil ta glowa na rozne strony i kaszlal.
Powtarzalo sie to co dwa dni. Postanowilam sprawdzic u veta, ale niestety nasz byl na wakacjach, wiec pojechalismy do innego. Nagralam ten atak kaszlu na aparat cyfrowy i pokazalam vetowi. Tamten stwierdzil, ze to astma (!) i zrobil mu zastrzyk ze sterydow i penicyliny, gdyby jednak kaszel okazal sie zwykla infekcja. Vet dal mi tez sterydy w tabletkach i kazal dawac mu po polowce malej zoltej tabletki dwa razy dziennie.
Nastepnego dnia po sniadaniu dalam mojemu pupilowi polowke tabletki.
Po pewnym czasie zauwazylam, ze on dziwnie sie zachowuje, jest w letargu, bledny wzrok, ciezki oddech i w koncu wymioty. Pomyslalam, ze to dobrze, bo przynajmniej lekarstwo zwrocil. Bylo coraz gorzej, wymiotowal woda i byl coraz slabszy. W niedziele nie ma zbyt duzego wyboru, zadzwonilam do kliniki dla zwierzat, kazali mi go natychmiast przywiezc. Zrobili mu badania i okazalo sie, ze ma krysztaly w moczu i nie moze sie wysikac. Pokazalam Vetowi ten moj filmik z tym kaszlem, potwierdzila astme. Bylam w szoku. Jak to astma? U kota? Kazali mi go zostawic na dwa dni. Wieczorem vet zadzwonila i powiedziala mi o cukrzycy. Zalamalam sie. Pojechalam go odwiedzic nastepnego dnia.
Lezal podlaczony do kroplowki i mial zalozony cewnik. We wtorek w nocy moglam go juz odebrac. Nauczyli mnie jak robic zastrzyki z insuliny. Na poczatku byly to dwie jednostki insuliny Lantus po jedzeniu co 12 godzin, oraz antybiotyk clavamox- chyba na drogi moczowe. Od tamtej pory jezdzimy co tydzien do veta na kontrole. Dzisiaj badalam cukier przed podaniem insuliny, byl 413. Co mam mu zostawiac jak wychodze do pracy? Nie ma mnie 8 lub 9 godzin. Co Wy zostawialyscie swoim pupilom? dzieki za dobre rady. pa. grace