Nie, nie, to ja osierociłam tygrysy, pojechałam sobie na rowerze w siną dal, ale jesteśmy już razem.
A Micio po powrocie z codziennej krótkiej wieczornej wycieczki, naprzód stoi pod furtką, żeby otworzyć.
A potem?
Potem mija mnie takim śmiesznym truchtem i prowadzi.....
Wczoraj wieczorem postanowiłam go przetrzymać w zapędach i zobaczyć co zrobi. Rozmawiałam akurat z Bungo w ogrodzie przez telefon, Micio otwierać, otwierać, przecież przyszedłem, to otworzyłam i idę sobie z tym telefonem na tył ogrodu, mijając wejście do domu. Micio ósemkami między nogami i ciągle zakręca i wsteczny i wsteczny i ogląda się, czy idę za nim.
I tup, tup, tup do domu!!!!! Za mną, ja prowadzę!
I drzwi otwierać i kolację podać i dlaczego jeszcze łóżko nie pościelone?
Kochane strasznie kocisko. Strasznie.
A ta ranka na pysiu wygląda dziwnie. Zrobiła się taka głęboka kieszonka, całkiem sucha, tak jakby się ciałko nie chciało zrosnąć. Nic się tam ani nie paprze, ani nie sączy, na policzku wyrosło piękne futerko i być może stąd złudzenie, że to jest głębokie.
Gdy wrócę z tych jaskiń pójdziemy spokojnie do kontroli. Może taka będzie Micia uroda?
Koniec pisania, trzeba szykować kolację i cztery miseczki
