A jednak czeka nas mnóstwo pracy i cierpliwości, jeśli chodzi o Czwóreczkę. Myślę, że ona nie była nigdy kotką domową. Cały czas siedzi pod drzwiami i przeraźliwie miauczy

, na nasze koty warczy, ale to normalne, nie zna ich przecież. Warczy też na nas

. Przez pierwsze dwa dni była dość przyjazna, pisałam o tym, i tylko od czasu do czasu gryzła. Teraz nawet nie daje się dotknąć, na widok ręki warczy i wymachuje obronnie łapkami. Toleruje ostatecznie całowanie w czółko, więc jeśli jest na tyle łaskawa, że da do siebie podejść, to staram się nie używać na razie rąk. To nowe doświadczenie dla mnie, bo moje pozostałe koty to od początku były pieszczochami, nawet Krótka, mimo, że mieszkała na śmietniku. Czwórka nawet nie umie być brana na ręce. Gdy ją kilka razy udało mi się podnieść, to trzymała tak jakoś nienaturalnie sztywno wyprostowane łapki, jakby nie wiedziała zupełnie, co w takiej sytuacji się robi

. Nie umie się ułożyć i przytulić do człowieka. Z całą pewnością nie była nigdy brana na ręce. W ogóle cały czas jest czujna, napięta, nawet jak śpi, to co jakiś czas kontroluje sytuację.
Biedactwo małe

. Ciekawe co ona sobie myśli, może teraz żałuje, że za mną poszła…
Wiem jedno, jak uda nam się ją oswoić, jeśli kiedyś już nam zaufa na tyle, że będzie sama do nas przychodzić na głaski (niech nawet przy tym gryzie, zniosę to, byle ona czuła się tu dobrze), to dla nas to będzie największy prezent. A na razie trudne dni przed nami też, ale myślę, że przede wszystkim przed nią. Jak tak siedzi pod drzwiami i płacze, to mam wrażenie, że pewnie tęskni za swobodnym bieganiem, może u nas wydaje jej się nudno. Ale trudno, musi zapomnieć o tym, wybrała mnie i nie ma dla niej odwrotu.
Swoją drogą to wszystko było jakimś zrządzeniem losu, widocznie to było nam i jej pisane, bo następnego dnia po tym jak zamieszkała z nami, spadł pierwszy śnieg, u nas nawet rano na dwadzieścia centymetrów, zrobiło się bardzo zimno, zaczął wiać taki lodowaty wicher. Albo może usłyszała gdzieś prognozy pogody?
