Dzisiaj rano jak zwykle poszłam z psem na spacer w las. I w śmieciach obok opuszczonej posesji zobaczyłam kilka kociaków. Przed pracą zdążyłam im jeszcze podrzucić coś do jedzenia. Po południu pojechałam tam z nadzieją - sama nie wiem na co - że się rozpłyną albo że miałam przywidzenia?...
Dwie dziewczynki siedziały niedaleko przy drodze i zapytały czy szukam kociaków. Bo tam jest ich osiem.

Albo kotka się okociła albo ktoś podrzucił. No i dziewczynki pomogły mi zgarnąć kociaki do transportera. Wszystkie są czyste, oczka ładne, bez śladu kataru. Wygląda mi na to, że ktoś jednak podrzucił domowe kotki, bo wszystkie zgarnęłam rękami bez żadnego problemu. Zaden z nich nie syczy, nie drapie - zero dzikości, oswojone i gotowe do domu.
Na moje oko to to są dwa mioty. Jeden tak 4-5 tygodni i drugi 6-7 tygodni. Różne odcienie srebrno-tygrysie, dwa biało-niebieskawe i jeden czarny.
Tylko co dalej? Rozstawiłam klatkę w garażu, wstawiłam kociaki. Rzuciły się na żarcie. Zrobiłam zdjęcia:
Jestem załamana. W sobotę rano wyjezdżam na 3 dni, mam zobowiązania, których nie mogę tym razem przełożyć. A nawet jeśli ktoś je nakarmi przez 3 dni, to co ja zrobię z takim stadem w klatce w garażu. Nie mam innej opcji organizacyjnej.

Proszę, niech ktoś mi pomoże i weźmie chociaż trochę z tego towarzystwa. Ja po prostu ich nie "obrobię". Pracuję wiele godzin w ciągu dnia, dorosłe koty zostają same, ale co z małymi?!
Błagam o pomoc!